sobota, 21 listopada 2015

17. Dach

Okazało się, że Ann wymyśliła sobie te całe elfy. Gdy poszła z nami do biblioteki chodziło jej bardziej o wypytanie mnie, co czuję do Rogacza. Potem zaczęła insynuować coś o jakieś wielkiej miłości, co było bzdurą. Byliśmy tylko przyjaciółmi, a dwa miesiące temu nawet nie mogłam go znieść. Życie. Ogólnie cały piątek minął szybko, tak jak pierwsza połowa soboty. Jutro były urodziny James'a, ale postanowiliśmy dziś wyprawić imprezę. Tiaaaa... Wydaje mi się, że nasze życie opiera się wyłącznie na imprezach. No cóż, tak bywa. Co jak co, ale siedemnaste urodziny należy uczcić, w końcu to ten magiczny dzień, kiedy czarodziej uzyskuje pełnoletność.
Właśnie stałam przed lustrem u nas w dormitorium i ubierałam się w mój dzisiejszy strój. Postanowiłam założyć śliczną, ciemnofioletową sukienkę, w której zakochałam się, gdy tylko zauważyłam ją na wystawie w Londynie, gdzie byłam podczas przerwy świątecznej. Była ona przed kolano, z dopasowaną górą bez ramiączek i rozkloszowaną spódnicą, cała pokryta ciemną koronką. Po prostu cudo. Na nogi naciągnęłam ciemne rajstopy, a na stopy włożyłam wysokie, czarne szpilki z paseczkiem na wysokości kostek i odkrytymi palcami. Jak szaleć to szaleć! Na prawą rękę założyłam mnóstwo kolorystycznie pasujących bransoletek, na palec lewej ręki pierścionek, który dostałam od James'a na urodziny, a na szyi zawiesiłam łańcuszek z czarnym serduszkiem. Idealnie. Wcześniej pomalowałam paznokcie na fioletowo z błyszczącymi drobinkami, a na twarz nałożyłam mocniejszy niż zwykle makijaż. Tym razem postanowiłam podkreślić oczy, więc usta przeciągnęłam tylko delikatnym błyszczykiem. Czarnym eyeliner'em zrobiłam kreski na powiekach, ciemnofioletowym cieniem lekko je musnęłam i porządnie wytuszowałam rzęsy. Oczywiście nie obyło się bez jasnego pudru i różu do policzków. Z włosami nie chciało mi się kombinować, więc zostawiłam je rozpuszczone, lekko pofalowane.
W czasie gdy ja się ubierałam Dorcas malowała paznokcie przy stoliku, a Ann okupowała łazienkę. Obróciłam się przed lustrem i zaklęłam.
- O cholera!
- Co się stało? - Dee podniosła głowę znad paznokci skanując mnie wzrokiem.
- Rajstopy z tyłu mi się rozdarły, a to moja ostatnia para! - bezradnie uniosłam ręce, po czym zdjęłam buty i rajstopy.
- Nie możesz pójść bez?
- Nie. Ostatnio czymś się podrażniłam i z tyłu kolan pojawiła mi się jakaś wysypka. Nie jest jakaś obrzydliwa, ale psuje efekt. Uprzedzając twoje pytanie, byłam już z tym w Skrzydle i pielęgniarka dała mi na to jakąś maść. Część już znikła, ale puki całkowicie się nie wyleczę, wolę nie pokazywać swoich nóg - wytłumaczyłam cierpliwie rzucając  rajstopami przez cały pokój do kosza, który stał w rogu - Masz jakieś do pożyczenia?
- Zaraz sprawdzę - Dorcas podmuchała chwilę na paznokcie przyspieszając ich suszenie i podniosła się z krzesła.
Podeszła do swojego kufra i zaczęła przerzucać swoje rzeczy, by po chwili wyprostować się z ciemnym materiałem w ręce i radosnym okrzykiem.
- Wiedziałam, że jeszcze jakieś mam! - rzuciła nimi we mnie.
Szybko je złapałam i wciągnęłam na nogi, zbytnio im się nie przyglądając. Gdy stanęłam przed lustrem szczęka mi opadła.
- Dorcas, one są... są... - nie mogłam znaleźć słowa.
- Genialne - wyszczerzyła się i pokiwała głową, po czym podeszła do wieszaka ze swoją sukienką, która bardziej wyglądała jak bluzka i spódnica. Góra była mocno przylegająca do ciała, czarna, z długimi rękawami i odsłoniętymi ramionami. Z kolei dół był lekko rozkloszowany, biały, a na samym dole była czarna koronka. Dee założyła do tego średniej wysokości szpilki z dwoma paseczkami, oczywiście czarne. W uszy włożyła wiszące kolczyki, a na szyję założyła dwa dość przylegające naszyjniki. Paznokcie pomalowała, a jakżeby inaczej, na czarno. Włosy zaczesała na jedną stronę, zostawiając je w falach. O dziwo wcale nie miała mocnego makijażu.
Tak w skrócie wyglądała panna Meadows.
- Raczej nie w moim stylu - fuknęłam komentując rajstopy, niepewnie przeglądając się w lustrze - Bardzo odważne, można rzec seksowne!
- I o to chodzi! - Dee wybuchła śmiechem - Fantastycznie w nich wyglądasz!.
Pewnie jesteście ciekawi, jak wyglądały owe rajstopy? Otóż do połowy uda były to zwyczajne, cienkie rajstopy z ciemnymi kropkami, dalej jednak był gruby, ciemny pasek, a dalej pionowe linie. Wyglądało to, jakbym miała na sobie pończochy i to takie seksowne, z podwiązkami. Na szczęście sukienka była na tyle długa, że gdy stałam nieruchomo widać było tylko tą część z kropkami. Jednak przy każdym najmniejszym ruchu sukienka falowała i co rusz ukazywała kawałek ciemniejszego materiału.
- Raczej wyzywająco - zarumieniłam się na myśl, że ktoś jeszcze oprócz moich przyjaciółek miałby to zobaczyć.
W tym samym momencie z łazienki wyszła Ann ubrana w beżową sukienkę, w której góra, pokryta mnóstwem cekinów miała tylko jedno ramię. W talii tworzył się niby-pasek z tych cekinów, a dół był wolno puszczony. Na nogach miała ciemnoczerwone, nie za wysokie szpilki, na szyi intensywnie czerwony wisiorek, a na dwóch palcach lewej ręki delikatny pierścionek. Miała mocno umalowane, prawie że bordowe usta i włosy ułożone w fale.
- Jakie świetne rajstopy! - zachwyciła się.
- To niezbyt dobrze wygląda - jęknęłam załamując ręce.
- Nieprawda - wtrąciła Dor - Gdy sukienka lekko się unosi ujawniając sekret tych magicznych rajstop wygląda to mega subtelnie plus do tego seksownie.
- Zgadzam się - Ann pokiwała głową - Poza tym większość nawet się nie zorientuje, ale ci, co zauważą, padną z zachwytu.
- No nie wiem... - zawahałam się.
- Zostaje tak i nie ma nawet mowy, żebyś się przebierała! - zawołała Dorcas.
- I tak byś nie zdążyła, musimy już wychodzić - Ann niewinnie wzruszyła ramionami uśmiechając się przebiegle.
- Zemszczę się - syknęłam mrużąc oczy - Muszę wziąć jeszcze prezent.
Szybko chwyciłam średniej wielkości paczkę i ruszyłam do drzwi. przy których czekały dziewczyny ze swoimi prezentami. Ja postanowiłam dać James'owi jakąś książkę o quidditch'u, trochę słodyczy i zrobiony własnoręcznie magiczny album ze zdjęciami naszej całej paczki, poczynając od pierwszej klasy, kończąc na zeszłym tygodniu. Z tego co wiem, Ann postanowiła wykręcić mu numer związany z prezentem, ale co dokładnie wymyśliła, tego nawet najmądrzejsi nie wiedzą. Z kolei Dor postawiła na perfumy i bon upominkowy do sklepu z akcesoriami do quidditch'a.
Zeszłyśmy na dół, gdzie rozkręcała się już impreza. Było tu mnóstwo ludzi, nie tylko z Gryffindor'u. Oczywiście Slytherin nie miał wstępu, nie martwcie się. James'a łatwo było znaleźć, bo wokół niego utworzył się mały krąg, gdzie składali mu życzenia i wręczali prezenty. Z nagłym ukłuciem w sercu zauważyłam, że obok niego stoi Jasmine uśmiechając się dumnie. Ann widząc moją minę pocieszająco potarła moje ramię.
Potrząsnęłam głową wyrzucając z niej Jasmine i z lekkim wysiłkiem przywołałam na twarz uśmiech. Razem z dziewczynami przedarłyśmy się bliżej Rogacza rozpychając się łokciami i zapewne popychając ludzi. To nie moja wina, że tam był taki ścisk!
- Wszystkiego najlepszego! - wrzasnęłyśmy, starając przekrzyczeć się muzykę.
Było oszałamiająco głośno, ledwo słyszałam swoje własne myśli.
James odwrócił się do nas, a gdy dotarło do niego, kto przed nim stoi, jego uśmiech się poszerzył.
- Dziewczyny! - krzyknął przytulając nas wszystkie.
Znad jego ramienia obserwowałam Jasmine, która nic sobie nie robiąc z tego, że jej chłopak właśnie przytula jakieś inne  dziewczyny rozmawiała ze swoją przyjaciółką. Nawet na nas nie spojrzała.
Mimo, że byłam w wysokich szpilkach James tak czy siak był ode mnie wyższy, więc żeby mnie przytulić musiał się trochę zgarbić. Do tej pory się tym nie chwaliłam, ale jestem dosyć niska, podczas gdy on to istna żyrafa. Ja mam metr sześćdziesiąt trzy, a on niecałe metr dziewięćdziesiąt. Tak między nami jest dosyć spora różnica wzrostu. Kiedy oboje stoimy obok siebie bez butów ledwie czubkiem głowy sięgam mu do ramienia. Dla mnie to trochę denerwujące, ale Ann twierdzi że to słodkie. Właściwie czemu o tym teraz gadam?
Wręczyłyśmy mu nasze prezenty, po czym poszłyśmy się bawić, a ten biedak musiał stać w miejscu jak kołek, bo co chwila ktoś do niego podchodził z życzeniami i prezentem.
Od razu zgubiłam dziewczyny i zostałam sama. Przez jakieś pięć minut błąkałam się po Pokoju Wspólnym szukając kogoś znajomego, ale jak na złość nie mogłam nikogo znaleźć. Paru chłopaków zwróciło uwagę na moje nogi, co, nie powiem, troszeczkę mi się podobało. Ale tylko troszeczkę. Nagle w tłumie mignęła mi charakterystyczna czupryna Seth'a. Szybko skierowałam się w tamtym kierunku i już po paru chwilach złapałam mojego dobrego kolegę.
- Cześć! - objęłam go od tyłu, a on zaskoczony odwrócił się.
- O, hej Lily! Świetnie wyglądasz!
- Dzięki! Ty też!
Zeskanowałam go wzrokiem od góry do dołu i szczerze musiałam przyznać, że wyglądał zabójczo, ale i tak Rogacz wyglądał lepiej.
- Jak się bawisz?! - krzyknął.
Serio, przez tą muzykę ciężko było rozmawiać.
- Dopiero przyszłam, a ty?!
- Dobrze!
I na tym nasza konwersacja się skończyła. Seth niemo pokazał rękoma, żebyśmy poszli się napić. Kiwnęłam głową i już po chwili przeciskaliśmy się przez tłum do prowizorycznego baru. Tam złapaliśmy butelkę Ognistej, dwa kieliszki, dużą butelkę jakiegoś soku i ulotniliśmy się w odrobinę cichszy kąt pokoju. Usiedliśmy w fotelach, pomiędzy którymi stał niewielki stolik. Seth wszystko ładnie na nim poustawiał i już za chwilę rozpoczęła się nasza mała popijawa.
Po niespełna pół godzinie byłam już nieco wstawiona.
- Idę tańczyć! - zawołałam do Seth'a odstawiając kieliszek na blat stolika i wstając z fotela.
- Okej!
Lekko chwiejąc się ruszyłam na parkiet. Było już odrobinę luźniej, bo ci z najsłabszymi głowami już odpadli, jednak nadal panował ścisk. Wmieszałam się w tłum i zaczęłam poruszać się w rytm muzyki.
- Właśnie cię szukałem! - krzyknął ktoś za moimi plecami.
Odwróciłam się i zobaczyłam przed sobą James'a szczerzącego się od ucha do ucha.
- Zatańczysz? - spytał wyciągając w moją stronę dłoń.
Nie zastanawiając się długo kiwnęłam głową i złapałam jego dłoń, a on mnie obrócił. Chwilę milczeliśmy, aż w końcu nie wytrzymałam i zadałam pytanie, które krążyło po mojej głowie już od paru minut.
- A gdzie zgubiłeś swoją dziewczynę? - powiedziałam zbliżając głowę do jego ucha.
W międzyczasie piosenka zmieniła się na bardziej spokojną, więc delikatnie przyciągnął mnie całą do siebie kładąc ręce na moich biodrach i opierając brodę na moim barku. Ja za to zarzuciłam mu ręce na szyję.
- Tańczy ze swoim kolegą.
- Nie jesteś zazdrosny? - delikatnie bawiłam się końcówkami jego włosów podczas gdy oboje kiwaliśmy się w rytm muzyki.
- Nie za bardzo. Jest tylko kolegą - zaakcentował przedostatnie słowo.
- Niech ci będzie - odpuściłam.
Tańczyliśmy do końca piosenki nie odzywając się więcej do siebie. Potem lekko go odepchnęłam.
- Chodź, musisz ze mną wypić kolejkę. No nie daj się prosić, to twoje urodziny - jęczałam mu, aż w końcu zgodził się wypić ze mną.
Podeszliśmy do baru i zaraz dostaliśmy kieliszki jakiegoś trunku.
- No to co, Wszystkiego Najlepszego! - krzyknęłam toast, po czym stuknęliśmy się kieliszkami i na raz wypiliśmy ich zawartość.
- Nie miałem ci jeszcze okazji tego powiedzieć, ale wyglądasz zjawiskowo! - przekrzyczał muzykę i jeszcze raz przeleciał mnie wzrokiem.
- O cholera - mruknął tak cicho, że raczej wyczytałam to z ruchu jego warg niż usłyszałam. Jego wzrok zatrzymał się na moich nogach, a ja dopiero teraz zauważyłam, że gdy siadałam na stołku sukienka delikatnie mi się podwinęła i doskonale było widać "cudowne" rajstopy Dorcas. Mentalnie strzeliłam się w łeb. Szybko chwyciłam brzeg sukienki i naciągnęłam ją bardziej na nogi unikając przy tym wzroku James'a.
Odwróciłam się i wzięłam pierwszą lepszą butelkę alkoholu. Okazało się, że to całkiem dobry cydr. Coś czułam, że żeby przetrwać tę noc będzie mi potrzebna większa dawka alkoholu.
Po chwili odstawiłam pustą już butelkę z hukiem na stolik i skoczyłam na nogi.
- Nie wiem jak ty, ale ja idę jeszcze potańczyć - oznajmiłam i spojrzałam na niego pytająco.
Dalej wlepiał wzrok w moje nogi, ale po chwili się ocknął.
- Um, chyba pójdę poszukać Jasmine  - wymamrotał i zniknął w tłumie.
Starałam się zignorować dziwne uczycie formujące się w brzuchu i wzruszając ramionami znowu weszłam na parkiet. Potem tańczyłam chyba coś około godziny, z małymi przerwami  na picie. Zatańczyłam z Syriuszem, Remusem, Seth'em, kilkoma nieznajomymi chłopakami, a nawet z Peter'em. Gdy prosił mnie do tańca jąkał się i plątał w słowach zalewając się rumieńcem.I jak tu mu odmówić?
Nie powiem, po tym czasie byłam już nieźle wstawiona, można by rzec że nawet lekko upita. Dostałam rumieńców na twarzy, plątał mi się język i chybotałam się na swoich niebotycznie wysokich szpilach. Co mi strzeliło do głowy, żeby je zakładać?
Gdy skończyła się kolejna piosenka zaciągnęłam Seth'a do baru na kolejnego drinka. I wtedy to zauważyłam. James siedział niedaleko na kanapie z Jasmine, ona była na jego kolanach, a on oplatał ją rękoma w pasie i co rusz składał pocałunki na jej odkrytym ramieniu, na szyi albo na żuchwie. Wokół nich siedziała reszta Huncwotów i wszyscy razem coś popijali, rozmawiali i się śmiali.
W tym momencie moje serce niebezpiecznie zadrżało, a mnie chyba jasny szlag trafił. Jak na zawołanie James obrócił głowę w naszym kierunku, a ja niewiele myśląc odwróciłam się i wpiłam w usta Seth'a. Zdezorientowany chłopak nie zdążył zareagować, a ja zaraz poczułam, jak ktoś szarpie mnie za ramię. Ujrzałam przed sobą wściekłego Rogacza, który coś do  mnie wrzeszczał i zbulwersowany wymachiwał rękoma na wszystkie strony. Oniemieli Huncwoci i Jasmine siedzieli na swoich miejscach patrząc na to wszystko z szokiem wymalowanym na twarzach.
Po chwili James przeniósł swoją uwagę ze mnie na Seth'a. Znowu zaczął wrzeszczeć i popchnął niczemu winnego bruneta. Ten natomiast zaczął się bronić i coś gorączkowo tłumaczyć wskazując na mnie palcem, a po chwili odwrócił się na pięcie i odszedł.
Nie wierzę! Po prostu, do gaci Merlina nie wierzę!! On tak po prostu sobie poszedł zostawiając mnie z rozwścieczonym Potter'em! Chociaż z drugiej strony to mu się nie dziwię. Sama naważyłam sobie piwa i teraz musiałam je wypić.
Rogacz znowu zaczął na mnie krzyczeć, ale po chwili dotarło do niego, że nie bardzo dociera do mnie to, co mówił, więc złapał mnie za ramię i wyprowadził z imprezy na korytarz, ale tam się nie zatrzymał.
- Gdzie mnie ciągniesz? - krzyknęłam próbując się wyrwać.
- Gdzieś, gdzie nikt nam nie przeszkodzi - odpowiedział chłodnym tonem ciągnąc mnie przez sieć korytarzy do nieznanego mi miejsca.
Nie wiem jakim cudem i w którym momencie, ale nagle znaleźliśmy się na dworze. Nieprzytomnie rozejrzałam się dookoła i wrzasnęłam ze strachu.
- Przyprowadziłeś nas na DACH?! - krzyknęłam na Rogacza, który właśnie chował różdżkę do wewnętrznej, przeznaczonej do tego kieszeni marynarki - A co jak spadniemy?!
- Nie martw się o to, już wszystko załatwione - skwitował krótko patrząc na mnie - Może usiądziemy?
Do mojego otumanionego mózgu dopiero po chwili dotarł sens jego słów. Najwyraźniej musiał zaczarować dach tak, żebyśmy nie spadli i żeby było nam ciepło, bo jakimś trafem nie odczuwałam zimna.
- Um, okej - odparłam zdenerwowana.
W Pokoju Wspólnym wyglądał na  mega wściekłego, a teraz zachowywał się prawie normalne. Prawie, bo kto normalny włazi na dach?
- To może teraz z łaski swojej wytłumaczysz mi, co sobie myślałaś całując tego frajera? - wysyczał mrużąc oczy.
Ha, wiedziałam, że ten spokój był tylko udawany!
- Nie interesuj się, idź do swojej dziewczyny - burknęłam odwracając wzrok.
- Masz mi odpowiedzieć - warknął.
- Masz dziewczynę, idź się nią zajmij! Po co tu siedzisz i marnujesz czas?! Skoro ty możesz mieć dziewczynę, ja mogę mieć chłopaka! - wrzasnęłam.
Naprawdę nie wiedziałam, co mną kierowało w tym momencie.
- Od kiedy ten palant jest twoim chłopakiem?!
- A co cię to obchodzi?! Masz Jasmine!
- Odpowiedz mi!
- A co mam ci powiedzieć?! Że Seth jest tylko moim przyjacielem, w dodatku gejem i pocałowałam go pod wpływem impulsu?! Jeśli tak, to proszę bardzo!
Chciałabym w tym momencie przypomnieć, że byłam pod wpływem promili i nie myślałam trzeźwo.
- A teraz wracaj do tej swojej Jasmine!
- Ona nie jest moja!
- A czyja? Świętego Mikołaja?! - parsknęłam.
- Jest przyjaciółką mojej kuzynki! W dodatku jest lesbijką! Udawała tylko moją dziewczynę, żeby wzbudzić twoją zazdrość! - wrzasnął wyrzucając ręce w frustracji.
- Co? - zapytałam zbita z tropu - Niby po co?
- Bo cię kocham idiotko! - wrzasnął James patrząc intensywnie w moje oczy.
Nagle umilkliśmy, słychać było tylko nasze ciężkie oddechy i delikatny wietrzyk targający świeże liście drzew. Nad nami na granatowym niebie błyszczały miliardy gwiazd, pod nami, gdzieś w głębi zamku trwała w dobre balanga, niczego nieświadomi nauczyciele spali, a duchy pałętały się po komnatach. I właśnie wtedy zrozumiałam.
Zrozumiałam coś, do czego wcześniej nie chciałam się przyznać. Coś, co dojrzewało we mnie przez sześć lat pogrążone w głębokim śnie zaczęło się przebudzać. I dokładnie w tym momencie to się przebudziło. W ciepłą noc, gdy siedziałam obok James'a, pijana, na dachu, po kłótni o... Tak właściwie to o nas.
- J-ja te-też cię kocham - wyjąkałam ze zdziwieniem patrząc mu w oczy.
James w niedowierzaniu pokręcił głową i na chwilę zapadła cisza.
 - Cholera, ja naprawdę cię kocham! - wrzasnęłam i rzuciłam się na niego.
Oszołomiony nie zdołał mnie złapać i oboje runęliśmy na dach. Uniosłam głowę z jego klatki piersiowej i spojrzałam mu prosto w te cudowne oczy.
- Kocham cię Jamesie Potterze - powiedziałam wyraźnie akcentując każde słowo.
- Ja też cię kocham Lily Evans - odpowiedział otrząsając się ze zdumienia.
Patrzyłam jak na jego twarz wpływa najpierw niewielki uśmieszek, a potem jak duży uśmiech i iskierki radości w oczach ożywiają jego oblicze, ukazując pełnię szczęścia.
Nie czekając długo pochyliłam się i złączyłam nasze wargi.
Nagle świat wybuchł, niesamowite uczucie przebiegło przez całe moje ciało. Złapałam jego policzki i mocniej przycisnęłam swoje usta do jego,podczas gdy on mnie objął. I teraz już nic się nie liczyło oprócz niego. Świat mógł się palić, niebo walić, a kosmos wyparować, to wszystko było nieważne. Ważne było to, co tu i teraz, razem z nim.
- Nawet nie wiesz, jak długo na to czekałem - wysapał delikatnie się odsuwając gdy zabrakło nam tchu.
Pogłaskał mnie po policzku zakładając mi włosy za ucho. Patrzył na mnie z taką radością i miłością w oczach, że nawet najpiękniejsze słowa tego świata nie byłyby w stanie tego oddać. I dopiero teraz czułam, że wszystko jest na swoim miejscu.
Nagle coś w jego spojrzeniu się zmieniło.
- A co jeśli mówisz tak tylko pod wpływem, a jutro nie będziesz nic pamiętała? - zapytał z wyraźnym strachem w głosie.
- James - westchnęłam spoglądając w jego oczy - To nie tak, że nagle teraz się w tobie zakochałam. To uczucie rozwijało się we mnie przez długie lata. Opierałam się tak mocno  jak umiałam, odpychałam to od siebie, a ono i tak przyszło. Ostatnio czułam coś dziwnego, tylko nie potrafiłam tego nazwać, a teraz wreszcie wiem co to takiego. Wiesz co to? Miłość, w dodatku skierowana w twoją stronę. I co z tego że teraz jestem lekko wstawiona? Uwierz mi, tę noc zapamiętam na zawsze. Bo to właśnie dzisiaj  moje życie obróciło się o 180 stopni, zmieniło się na lepsze. I wszystko dzięki tobie. Dziękuję ci, że tak cierpliwie na mnie czekałeś, że o mnie walczyłeś i dbałeś.
Twarz James'a odzyskała blask, a on uśmiechnął się do mnie jednym z najpiękniejszych uśmiechów jakie kiedykolwiek widziałam.
- Czyli teraz mogę się ciebie o coś zapytać, bez strachu, że po raz kolejny mi odmówisz? - zapytał a ja niepewnie pokiwałam głową - Lily Evans, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją dziewczyną?
Zatkało mnie. W oczach zebrały mi się łzy, a usta musiałam zatkać ręką, żeby nie zacząć płakać.
- Ciągle się boje, że to tylko piękny sen, z którego lada moment się obudzę, ale nie mógłbym sobie wybaczyć, gdybym zmarnował tę szansę, a potem okazałoby się, że jednak to wszystko było prawdziwe.
Pokiwałam głową, a po chwili znowu zarzuciłam mu ręce na szyję i wtuliłam się w niego.
- Oczywiście że tak! - krzyknęłam.
- Niedawno nie było to wcale takie oczywiste - zaśmiał się i mocno mnie przytulił, a potem złożył krótki  pocałunek na moich wargach.
Potem jeszcze długo leżeliśmy na tym dachu rozmawiając, śmiejąc się, całując, przytulając i obserwując gwiazdy. Gdy w końcu postanowiliśmy wracać było już grubo po trzeciej w nocy. Szliśmy cichymi, ciemnymi korytarzami obejmując się, a ja zauważyłam, że pomimo różnicy wzrostu nasze ciała idealnie do siebie pasują. Tuż przed wejściem do Pokoju Wspólnego James nagle podniósł mnie na ręce, na co pisnęłam i złapałam się mocno za jego szyję. Wniósł mnie do pomieszczenia i zatrzymał się dopiero przed schodami po drodze omijając kilku śpiących gości. Wyglądało na to, że impreza już dawno się skończyła.
- Znając życie pewnie wszyscy stłoczyli się w jednym z dormitoriów, ciekawe tylko w którym? - mój chłopak zabawnie zmrużył oczy.
Jeju, ale to dziwnie brzmiało. Mój chłopak.
Wyciągnęłam jego różdżkę z marynarki, bo moja została w pokoju po czym szybko sprawdziłam, gdzie zalegali nasi przyjaciele.
- Moje dormitorium wolne - wyszeptałam patrząc na niego z iskierkami w oczach.
- No to idziemy - zaśmiał się cicho i odbezpieczył schody z alarmu.
Po chwili znajdowaliśmy się już u mnie w pokoju. Odstawił mnie na ziemię i szybko zabezpieczył drzwi do dormitorium, żeby żaden nieproszony gość nam nie przeszkodził, a rano, żeby nasi przyjaciele tutaj nie wparowali.
Potem sprawnie umyliśmy zęby, a ja dodatkowo zmyłam makijaż i przebraliśmy się w piżamy. Znaczy James się rozebrał pozostając jedynie w bokserkach, a ja nałożyłam na siebie jego koszulkę, która sięgała mi do połowy uda.
Gdy już leżeliśmy w łóżku zapytałam się o coś, co trochę mnie nurtowało.
- A chłopaki wiedzieli o twoim planie wzbudzenia we mnie zazdrości?
- Oni sami mi  go podsunęli - parsknął James przyciągając mnie bliżej siebie i mnie obejmując - I  o dziwo na dobre mi to wyszło - pocałował mnie we włosy.
Położyłam swoją głowę na jego klatce piersiowej i przerzuciłam rękę przez jego twardy i wyrzeźbiony brzuch.
- Kocham cię - powiedzieliśmy w tym samym momencie, a ja nie pamiętam już nic więcej, bo usnęłam.
♠♠♠
*Perspektywa James'a*
Delikatne promienie przebijające się przez nienajczystsze okna padły na moją twarz jednocześnie wybudzając mnie ze snu. Na początku nie za bardzo wiedziałem, gdzie jestem, ale potem wszystko zaczęło do mnie wracać. Udawany związek z Jasmine, pocałunek Lily z tym frajerem, nasza kłótnia, dach, jej wyznanie... O cholera. To niemożliwe, niemożliwe, to nie może być prawda. Nagle coś na mojej klatce piersiowej się poruszyło, a gdy spojrzałem w dół zobaczyłem śpiącą Lily, która się we mnie wtulała. Automatycznie uśmiechnąłem się, ale po chwili zachmurzyłem się, bo znając Lily i moje parszywe szczęście, to zaraz dostanę burę za  wykorzystywanie jej po pijaku. W najlepszym przypadku skończy się tak jak ostatnio, a w najgorszym już nigdy więcej się do mnie nie odezwie.
Lily zaczęła się kręcić,  co zwiastowało, że niedługo się obudzi niszcząc niestety tą sielankę. Jej powieki załopotały, aby ukazać te piękne, zielone oczy w których się zakochałem. Lekko się ode mnie odsunęła i mruknęła jak kot, gdy się przeciągała. Byłem przygotowany na najgorsze. W głowie już miałem obraz, jak jej mina rzednie, kiedy mnie zauważy, jak zacznie na mnie wrzeszczeć, po czym...
- Cześć kochanie - mruknęła i złożyła krótki pocałunek na moich ustach.
Mówiłem, że tak to... CHWILA, ŻE CO?! Czy ona właśnie zwróciła się do mnie pieszczotliwie, pocałowała mnie i to jeszcze z własnej woli?
- H-hej Lily - mruknąłem niepewnie, nie wiedząc, gdzie powinienem skupić wzrok - Nie jesteś na mnie zła?
- O co miałabym być zła? - zaśmiała się i mogę przysiąc, że to był najpiękniejszy dźwięk jaki kiedykolwiek słyszałem.
- No,  o to wszystko - nie wiedziałem jak inaczej mógłbym to sformułować.
Niezgrabnie machnąłem rękami i usiadłem.
- James - westchnęła potrząsając głową i również siadając - Wszystko, co wczoraj powiedziałam było prawdą i nie mówiłam tego tylko i wyłącznie pod wpływem. Alkohol może tylko sprawił, że byłam bardziej odważna i zdobyłam się na to, by powiedzieć ci prawdę - powiedziała łapiąc mnie za rękę - I jeśli dalej mi nie wierzysz, powiem to kolejny raz. Kocham cię.
Czułem się, jakbym wygrał co najmniej milion galeonów na loterii, dostał się do reprezentacji kraju w quidditch'u, spełnił swoje najskrytsze marzenia i to wszystko za jednym razem.
- Ja też cię kocham - powiedziałem promieniejąc i ją pocałowałem.
Nareszcie, cholera, nareszcie. W końcu mogłem całować ją kiedy chciałem, trzymać za rękę, chodzić z nią na randki, nazywać swoją dziewczyną. W końcu była po prostu m o j a.
- Nawet nie wiesz, jak szczęśliwy jestem. Nie da się wyrazić tego słowami - westchnąłem, delikatnie się odsuwając.
Niestety tę cudowną atmosferę przerwało nam szarpanie za klamkę, a potem głośny stukot do drzwi. Przestraszona Lily podskoczyła, w efekcie spadając z łóżka, a gdy ja próbowałem wstać i coś zrobić zaplątałem się w pościel i również runąłem na podłogę.
Walenie w drzwi nabrało siły, a po chwili dołączyły do niego wrzaski naszych przyjaciół. A jakżeby inaczej.
Nim zdążyliśmy cokolwiek zrobić nagle nastała cisza, po czym drzwi otworzyły się z głośnym trzaskiem i uderzyły w ścianę.
- Lily! Czemu do gaci Merlina zamykasz się w pokoju i co ty właściwie wyrabiasz?! - do pokoju wparowała Dorcas nie zwracając zbytnio uwagi na cokolwiek innego oprócz biednej rudowłosej dziewczyny. Mojej dziewczyny.
- Nie słyszałaś, że James zaginął?! Chłopaki nie mogą znaleźć mapy, więc pewnie ty ją masz! - krzyczała wymachując rękoma nad głową.
- Ale Dorcas...
- Co Dorcas, co Dorcas?! Lepiej rusz swój chudy tyłek i znajdź mapę!
- Dee...
- Powiedziałam coś! I nawet nie waż się teraz mnie zignorować!
- Ekhem - odchrząknąłem wystawiając głowę nad łóżko - Czyżbyś mnie szukała Dor? - zapytałem ledwie powstrzymując się od śmiechu na widok jej miny.
- Um... - nie wiedziała, co ma powiedzieć
- Dorcas! Nie wchodź tam! Znaleźliśmy mapę i... - wrzeszczał przeraźliwie Syriusz biegnąc po schodach.
Gdy w końcu wbiegł na odpowiednie piętro zatrzymał się jak zamurowany i zamilkł na widok sceny, jaką ujrzał.
No, nie dziwię mu się. Kilka dni wcześniej sam bym tak zareagował.
- Hej - bąknęła niezręcznie Lily po chwili dziwnego milczenia.
Syriusz razem z Dorcas skanowali pomieszczenie, po czym nagle zdając sobie sprawę, co najprawdopodobniej się tutaj wydarzyło i że oni nadal tu stoją szybko wycofali się z pomieszczenia zatrzaskując za sobą drzwi.
Spojrzałem na Lily, która niezgrabnie podnosiła się z ziemi i była cała czerwona na twarzy.
Po chwili sam również ruszyłem się z tej, bądź co bądź, niewygodnej podłogi.
Ruda chwyciła swoje ubrania i szybko poszła do łazienki. Nie bardzo mając wybór otworzyłem szeroko okno i znajdując swoją różdżkę pod jakąś stertą ubrań, przywołałem z mojego dormitorium ubrania na dziś. W błyskawicznym tempie naciągnąłem je na siebie, w lustrze wiszącym na szafie poprawiłem włosy i byłem gotowy do wyjścia, jednak Lily najwyraźniej nie bardzo się spieszyło. Dopiero po jakiś 10 minutach raczyła zaszczycić mnie swoją obecnością. Jak zwykle wyglądała pięknie. Ubrała się w zwykłe jeans'y i brązowy sweter, a włosy zostawiła rozpuszczone.
Wyciągnęła jakieś buty i torbę z kufra, po czym usiadła na łóżku.
- Mógłbyś spakować do środka trochę pieniędzy, moją różdżkę i magiczny aparat? - rzuciła we mnie czarną torebką i zabrała się za zakładanie butów na nogi.
- Co? Po co? - zamrugałem zdziwiony w ostatniej chwili łapiąc torbę, inaczej uderzyłaby mnie w twarz.
- Dziś jest wyjście do Hogsmead - zawiązała lewego buta i na chwilę się wyprostowała, żeby móc na mnie spojrzeć - Pamiętasz?
- Um, tak jasne - za nic nie przyznałbym się, że zapomniałem.
Znalazłem jej różdżkę i aparat i wsadziłem to do torby, podczas gdy ona uporała się z drugim butem.
- Lily, gdzie masz pieniądze?
- Zaraz ci podam - podeszła do szafy i wyjęła z niej zwykłą, ciemnozieloną kurtkę, a potem schyliła się i z najniższej półki, z samego końca wyciągnęła sakiewkę z monetami.
- Myślę, że tyle starczy - rzuciła mi ją, a ja zręcznie złapałem woreczek szybko wsadzając go do torby.
Jak to dobrze, że przywołałem spodnie, w których kieszeniach było trochę galeonów, więc dalej mogę udawać, że o wszystkim doskonale pamiętałem. Lily podeszła do mnie, wspięła się na palce i pocałowała mnie w policzek. Zawsze zastanawiałem się, jak to jest możliwe, że jest taka niska przy swoim olbrzymim temperamencie, chociaż gdy teraz tak się nad tym zastanawiam, myślę, że to urocze.
Złapała mnie za rękę i pociągnęła do wyjścia, splatając nasze palce.
- To co, możemy iść?
- Z tobą w każdej chwili - odpowiedziałem jej i już po chwili byliśmy na dole,  a po  pięciu minutach stanęliśmy przed Wielką Salą, gdzie w najlepsze trwało śniadanie.
- Gotowa? - spytałem, mając na myśli wejście razem do jadalni za ręce, co równało się z obwieszczeniem wszystkim wkoło, że jesteśmy parą.
- Do odważnych świat należy - westchnęła i przekroczyła próg ciągnąc mnie za sobą.
Na początku nie działo się nic szczególnego, jednak po chwili ludzie zaczęli się orientować w sytuacji. Rozmowy stopniowo milkły, uczniowie przestawali jeść i wpatrywali się w nas przenikliwie, a my kroczyliśmy pośród tej ciszy zmierzając do naszej paczki, która wgapiała w nas oczy z wyraźnym szokiem wypisanym na twarzy. Jak Boga kocham nawet nauczyciele się tak zachowywali! Usiedliśmy przy stole, a wokół dalej panowała niezmącona niczym cisza. Już miałem wstawać i trochę na nich nawrzeszczeć, żeby zajęli się swoimi sprawami, kiedy nagle wstał dyrektor.
- No cóż, myślę że każdy zauważył niepodobny do tej dwójki gest. Czy dobrze sądzę, panie Potter, że wreszcie panna Evans uległa pańskim zalotom? - Dumbledore mrugnął do mnie, a mi, szczerze mówiąc chciało się śmiać.
- Tak, w końcu. Już myślałem, że nigdy się to  nie stanie - wyszczerzyłem się, a Lily fuknęła i lekko uderzyła mnie w ramię.
- Uważaj, bo jeszcze zmienię zdanie - powiedziała, a kilka osób się zaśmiało.
Jak widzę właśnie robiliśmy za rozrywkę przy śniadaniu.
- Teraz ci nie pozwolę - przyciągnąłem ją do siebie i złożyłem delikatny pocałunek na jej policzku, a ona uroczo się uśmiechnęła i zakryła twarz włosami, aby ukryć rumieńce.
- Serdeczne gratulacje w takim razie - zawołał dyrektor z uśmiechem, po czym odwrócił się do tyłu - Hagridzie, jesteś mi winny 10 galeonów.
Szczęka mi opadła. Zresztą Lily też. Oni się założyli  o nas! Nie wierzę. Po chwili dyrektor przywrócił wszystkich do porządku, a my mogliśmy zjeść spokojnie śniadanie. No, nie całkiem spokojnie.
- To kiedy ślub? - wypalił Syriusz klepiąc mnie po plecach i kretyńsko się szczerząc. Szkoda tylko że nie wiedział, że pomiędzy zębami ma kawałek marchewki.
- Syriusz!- krzyknęła Lily ze śmiechem i oparła się o mnie, a ja ją objąłem - Dopiero co się zeszliśmy, a ty już planujesz nasz ślub? Przypominam, że najpierw chcę skończyć szkołę!
- Awwww - jęknęły zgodnie Dee i Ann, gdy tak siedzieliśmy - Jesteście tacy słodcy!

~~~~~
Ha, mówiłam że będzie długaśny! Niecałe pięć tysięcy słów!
A co tam u mnie?
Po pierwsze jestem taka wściekła! Siedziałam dwie godziny nad świąteczną grafiką z Lily i James'em, a tu nagle jakiś błąd i mi się wszystko skasowało! A była taaakaaa ładna!
Po drugie jestem chora i wszystko mnie boli.
Po trzecie nowa płyta One  Direction to życie!
Po czwarte mam do was pytanie, a mianowicie: Co byście powiedzieli na to, żebym zrobiła taki album ze zdjęciami naszych bohaterów? Miałoby to formę oddzielnej strony, byłyby tam zdjęcia i podpisy do nich. Co wy na to?
Po piąte nie chciałam tego robić, ale niestety chyba inaczej się nie obędzie. Ostatnio coś słabo komentujecie, więc na próbę wprowadzę zasadę:
3 KOMENTARZE od różnych osób = NASTĘPNY ROZDZIAŁ
+ rozdział pojawi się najwcześniej za tydzień

4. Ubrania Lily następnego dnia --> http://www.polyvore.com/xde/set?id=182273655

9 komentarzy:

  1. Świetne nieźle się uśmiałam czytając ten rozdział a jak wyobraźliłam sobie syriusza z marchewki między zamkami to padłam
    A taki album nawet fajny pomysł czekam na kolejny rozdział
    Ps. Mam nadzieje ze pojawią się jeszcze rozdziały z perspektywy Jemsa

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne czekam na więcej

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedy następny rozdział!?

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej, trafiłam na Twojego bloga wczoraj i dopiero teraz skończyłam go czytać :)
    Tak ogólnie mówiąc blog mi się podoba, piszesz fajnie i zaintrygowałaś mnie prologiem. Fajne jest to, że Dorcas nie jest z Syriuszem, bo to już nudny wątek, który przewija się na 70% blogów. Spodobało mi się też, że do Zakonu została zaproszona Lilka i trzyma to w tajemnicy przed resztą ekipy, i że Huncwoci tam jeszcze nie należą ;) Fajne jest też to, że opisujesz jak jeździ na akcje i rzeczywiście coś robi.
    Minusem dla mnie (choć drobnym) jest mocne przywiązywanie uwagi do opisów ubrań, nawet tych codziennych i długość notek. Ale to może akurat to kwestia tego, że niespecjalnie rajcują mnie opisy ubrań.
    Pozdrawiam i czekam na kolejną notkę!

    OdpowiedzUsuń
  6. Słooodko ❤ Super piszesz ;) Czekamy na kolejny rozdział ��

    OdpowiedzUsuń

Komentarz = Szacunek dla autora
Komentarz = Więcej motywacji
Komentowanie nie boli! Pamiętajcie...