niedziela, 15 listopada 2015

16. Doradca zawodowy

Luty minął względnie szybko. Marzec zaczął się ulewnymi deszczami, a teraz kończył się słonecznymi, choć trochę chłodnymi, coraz dłuższymi dniami. A jeśli kończył się marzec było to równoznaczne ze zbliżającymi się urodzinami Rogacza. W międzyczasie odbyły się też urodziny Dor, a potem Remusa. Oczywiście na obie te uroczystości zostały zorganizowane wielkie balangi. Na jednej z nich Ann i Syriusz znowu się obmacywali,  a teraz Nan unika go jeszcze bardziej niż wcześniej. Z kolei mój stuknięty braciszek stara ją do siebie przekonać za wszelką cenę. Nie wiem, co znowu wymyślił i chyba nawet nie chcę wiedzieć.  Dorcas jak zwykle łazi na te wszystkie randki i stara się znaleźć "wielką, prawdziwą miłość ". Niestety nie przynosi to oczekiwanych skutków, przez co Dor jest bliska załamania nerwowego. Peter z kolei ostatnio zrobił się jakoś dziwnie tajemniczy. Ciągle gdzieś znika, unika naszego towarzystwa,  a jak już się pojawi, to prawie wcale się nie odzywa. I mówiąc szczerze, zaczynam się o niego martwić. Jeśli  chodzi o mnie, to wszystko jest w porządku. Jeżdżę na różne akcje, ale nie tak często jakbym chciała. Przez ten czas zaprzyjaźniłam się z Damien'em i, o dziwo, również z Potterem. Z  czystym sumieniem mogę powiedzieć, że go lubię, ale jednak czegoś mi brakuje, tylko nie wiem czego. Nieważne. Ogólnie życie toczy się swoim rytmem. W szkole zaczyna robić się coraz goręcej i mówię tutaj o nauce. Zbliża się, powoli, ale jednak, koniec roku szkolnego, a przed nami ostatnia klasa. Już teraz czujemy presję związaną z końcowymi egzaminami, z Owutemami, z wyborem przyszłego zawodu i tak dalej. W tajemnicy mogę wam zdradzić, o czym myśli nasza grupka.  Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, będziemy mieć czwórkę aurorów, czyli mnie, James'a, Syriusza i Remusa, magizoologa, czyli Ann, Dorcas chciałaby być uzdrowicielką, a Peter z tego co wiem chce zostać cukiernikiem. Ciekawe tylko co z tych planów wyniknie. 
Dzisiaj był 25 marzec, czyli piątek. Właśnie staliśmy w kolejce do doradcy zawodowego, dzięki czemu nie mieliśmy dziś lekcji. Gadałam z Seth'em o jakiś pierdołach, podczas gdy Huncwoci razem z Ann gdzieś zniknęli, a Dorcas była właśnie w gabinecie. Jeśli chodzi o orientację Seth'a, to rzeczywiście był gejem. Rozmawiałam z nim zaraz po Walentynkach i powiedział całą prawdę. 
- To co, kim chcesz zostać?  - zapytałam go opierając się plecami o ścianę i zakładając ręce na piersi.
- Um... Chciałbym pracować w ministerstwie, w Departamencie Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów, a ty?
- Ja chcę zostać aurorem, bo wiesz... - nie dane mi było jednak dokończyć, ponieważ z gabinetu wyszła Dorcas, a ja zostałam wezwana do środka.
Niepewnie weszłam do pomieszczenia, a od progu przywitał mnie zachrypnięty głos kobiety.
- Imię i nazwisko? - zapytała nie podnosząc głowy znad pergaminów, na których coś zawzięcie pisała.
- Lily Evans - odpowiedziałam przestępując z nogi na nogą i rozglądając się po gabinecie.
- Och, usiądź - spojrzała na mnie i zaśmiała się - Przepraszam, że tak cię przywitałam, ale musiałam dokończyć pisać preferencje Dorcas. Nazywam się Florence Hopkins.
Florence była miłą kobietą w średnim wieku. Miała brązowe włosy ścięte do ramion i ciepłe, piwne oczy. 
- A więc Lily - zaczęła - Co chciałabyś robić w przyszłości?
- Zostać aurorem.
- Och, odważnie. A czemu?
- Ponieważ chciałabym zwalczać zło jakie sieją wszyscy czarnoksiężnicy i ich poplecznicy. Wie pani, czasami już  nie mogę siedzieć i patrzeć na to wszystko. Chciałabym coś zmienić.
- Rozumiem. A jakie przedmioty w zeszłym roku wybrałaś i co wyszło ci z poprzedniej rozmowy?
- Obronę przed Czarną Magią, Zielarstwo, Eliksiry, Zaklęcia, Transmutację, Starożytne Runy i Numerologię.
- To trochę dużo - spojrzała na mnie z podziwem - Dajesz radę?
- Oczywiście - posłałam jej dumny uśmiech - Nie chwaląc się jestem jedną z najlepszych uczennic.
Kobieta zaśmiała się odrzucając głowę do tyłu.
- Chciałam jeszcze wziąć Historię Magii i Astronomię, ale przyjaciele przekonali mnie, że to będzie za dużo.
- I dobrze zrobili - zażartowała z błyskiem w oku.
- A w zeszłym roku na takiej rozmowie czarodziej, który je prowadził, stwierdził, że mogę robić co tylko zechcę, byle tylko mi się podobało, ponieważ jestem niezwykle utalentowana - powiedziałam bez żadnych zahamowań.
Co jak co, ale życie nauczyło mi, że nie opłaca się być skromną i zamkniętą w sobie.
- To pewnie był mądry człowiek - skwitowała - Teraz, jeśli chcesz mogę powiedzieć ci, jakie jeszcze zawody możesz wykonywać z tymi przedmiotami które masz.
- Och, jasne.
- No to tak... - zamyśliła się - Mogłabyś pracować jeszcze w innych urzędach Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów, w Departamencie Transportu Magicznego i Wizengamocie. To tyle jeśli chodzi o Ministerstwo Magii. No, jest jeszcze Departament Tajemnic, ale nikt nie wie, na jakich zasadach tam przyjmują. Mogłabyś być uzdrowicielem ze specjalizacją alchemiczną, bo jak widzę masz świetne oceny z Eliksirów - rzuciła okiem na kartkę z moimi ocenami, którą miała na biurku - Ewentualnie na oddziale Zatruć Eliksilarnych i Roślinnych, bądź Urazach Pozaklęciowych. Z twoimi umiejętnościami sprawdziłabyś się też w roli nauczyciela. Zawsze jednak zostaje praca ekspedientki, bibliotekarki lub kogoś takiego. Gdybyś czuła inaczej, nic z tego by ci się nie spodobało możesz zostać po prostu żoną - zaśmiała się, a ja wybuchłam naprawdę głośnym śmiechem.
- Będąc szczerym, to mam w planach zostanie panną do ukończenia kursów i do czasu, aż znajdę stabilną pracę. Wcześniej chyba cud musiałby się  wydarzyć, żebym wyszła za mąż tak młodo - oznajmiłam, a Florence spojrzała na mnie z iskierkami w oczach i miną, jakby o czymś wiedziała.
- Zobaczymy Lily, zobaczymy. Myślę, że to by było na tyle. Mam na dzieję, że do zobaczenia - kiwnęła mi głową i ponownie pochyliła się nad biurkiem.
Wstałam i energicznie wyszłam z pomieszczenia wciąż  podśmiewając się pod nosem. Seth spojrzał na mnie ze zdziwieniem i omal że nie wlazł w ścianę, kiedy próbował dostać się do gabinetu Florence. Ja tylko pokiwałam głową i ruszyłam do Pokoju Wspólnego.
Stanęłam pod obrazem i spojrzałam z uniesionymi brwiami na to, co wyczyniała Gruba Dama. Otóż stała z kieliszkiem w ręku i piskiem usiłowała go stłuc, ale coś jej  nie wychodziło. Ostatnio zdarzało się jej to coraz częściej, a ja obawiałam się, że wkrótce stanie się to jej zwyczajem.
- Ekhem - odkaszlnęłam zwracając na siebie jej uwagę pomiędzy kolejnymi piskami - Zielonożółte sowy - powiedziałam hasło, a ona marudząc otworzyła przede mną drzwi.
Weszłam do nieco zatłoczonego pokoju, a moją uwagę od razu przyciągnęli moi przyjaciele.
- I co, jak tam po rozmowie? - zawołałam stając za Syriuszem i kładąc mu ręce na ramionach, przez co on podskoczył przestraszony.
- Lily - fuknął - Czy ty zawsze musisz się skradać jak jakiś kot?
- Ta-ak. A wracając do mojego pytania...
- No to wszystko poszło dobrze - uśmiechnęła się Dorcas - Każdy usłyszał to, co chciał usłyszeć. A u ciebie?
- Tak samo, chociaż... Florence powiedziała, że jakby nic mi się nie podobało, zawsze mogę zostać żoną - gdy tylko wypowiedziałam te słowa jak na zawołanie wybuchli śmiechem.
- A ty na to? - wydusiła z siebie Ann kiwając się to w przód to w tył.
- Najpierw zareagowałam tak samo jak wy, po czym stwierdziłam, no, mniej więcej, że prędzej świnie zaczną latać niż ja ożenię się przed skończeniem kursów i znalezieniem pracy.
- Kto się żeni? - usłyszałam wesoły głos zza pleców, na co od razu się odwróciłam.
- O, hej... - zaczęłam mówić z uśmiechem, ale mina mi zrzedła, kiedy zobaczyłam przy jego boku śliczną szatynkę - James. A ty to? - udawałam, że wszystko jest okej.
Sama nie wiedziałam co się ze  mną działo, ale zaczęło się od tej całej "przyjaźni" z Rogaczem. Nie twierdzę, że to był zły pomysł, ba, to chyba najlepsza decyzja z nim związana od kiedy go znam, ale... Jak już mówiłam, zaczęło wtedy mi czegoś brakować. I szlag mnie trafia, bo za nic nie mogę się dowiedzieć, czego. A teraz, kiedy zobaczyłam go z tą ładną dziewczyną gdzieś tam w środku obudziło się we mnie dotychczas nieznane uczucie. 
- Cześć, jestem Jasmine, dziewczyna James'a! - zapiszczała i mnie przytuliła  - Nawet nie wiesz, jak się cieszę że mogę cię poznać!
Z miejsca znielubiłam tę dziewczynę. Może i była ładna, ale po tej krótkiej wypowiedzi mogę stwierdzić, że nie jest za mądra. Tak, na pewno o to chodziło. Sposób w jaki piszczała, jaka była obrzydliwie miła, to jak obejmowała Jam...
Otrząsnęłam się i przybrałam na twarzy sztuczny uśmiech. Delikatnie ją objęłam i z lekkim zawahaniem poklepałam ją po plecach.
- Chyba już wiem! - udawałam entuzjazm, a po chwili lekko ją od siebie odsunęłam, tym samym uwalniając się z chmury mdłych perfum i ostrego zapachu lakieru do włosów.
- Taaa... - James podrapał się po głowie i wzruszył ramionami - To jest właśnie Jasmine, ta o której wam opowiadałem chłopaki - przyciągnął ją do siebie i pocałował ją w policzek - Moja dziewczyna.
Poczułam ukłucie w sercu. Czy to możliwe, że już o mnie zapomniał? A ten zakład? Nawet nie zamierza walczyć? Potrząsnęłam głową. Nie, Lily, nie myśl tak. To tylko twój przyjaciel, zapomniałaś? W dodatku dopiero niedawno zaczęłaś znosić jego towarzystwo, więc w czym problem?
W duchu obiecałam sobie, że postaram się polubić Jasmine, dla jego dobra. No bo w końcu przyjaciele są od tego, by się wspierać. A jeśli on ją kocha, to na pewno musi w niej być to coś.
-...LILY! - krzyknęła Dorcas machając mi ręką przed twarzą.
Ocknęłam się i rozejrzałam dookoła. Wszyscy patrzyli na mnie, a Ann zmarszczyła brwi.
- Przepraszam, zamyśliłam się. Co mówiłaś?
- Przypominałam ci, że miałaś mi dziś pomóc w wypracowaniu na Eliksiry. Pamiętasz?
- A no tak, jak chcesz to możemy iść teraz do biblioteki.
- Idę z wami - obwieściła Ann podnosząc się ze swojego miejsca - Muszę znaleźć jakąś książkę o elfach.
***
A więc to by było na tyle.
Dzisiaj krótko, ale koniecznie chciałam opublikować już ten rozdział... Zaraz zabieram się za pisanie następnego, dopóki nie uleci  mi wena. Mogę wam zdradzić, że następny będzie długaśny i na pewno wam się spodoba xde
Jeśli o mnie chodzi, to w piątek wieczorem wróciłam z Francji... I tu taki szok, wstaję w sobotę rano i dowiaduję się o tym zamachu. Szczerze, to gdy zobaczyłam to w TV to się poryczałam. Serio. I pomyśleć, że jeszcze w czwartek byłam tam, o 10 w nocy wyjechałam z Paryża. Potem cały piątek jechałam autobusem i nagle takie cuś. Teraz, to gdy o tym myślę, to miałam cholerne szczęście...
Dobra, nieważne. Dziś musiałam jeszcze nadrobić materiał z całego tygodnia i dopiero teraz znalazłam chwilkę, by coś tu napisać. OMG ale jutro nie chce mi się iść do szkoły... *płacze*
Byłabym bardzo wdzięczna za komentarze, bo ostatnio coś z tym słabo, a mi automatycznie odechciewa się pisać...
Xxx

2 komentarze:

  1. Świetne ale myślałaś o tym by zrobić rozdział z perspektywy Jamesa to by było ciekaw czekam na więcej
    Ps. Sorry jestem słaba w pisaniu komentarzy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha mogę ci zdradzić, że kawałek kolejnego rozdziału będzie z perspektywy, a potem może kolejny cały, jeśli oczywiście będzie mi to pasować xde
      I nawet nie wiesz, ile znaczy dla mnie twój komentarz, więc nie musisz przepraszać, że jest "słaby" ;)
      pozdrawiam
      Xxx

      Usuń

Komentarz = Szacunek dla autora
Komentarz = Więcej motywacji
Komentowanie nie boli! Pamiętajcie...