niedziela, 11 października 2015

14. Urodziny Jessabelle i kruki

- Happy Birthday Jessie! - wrzasnęli wszyscy.
Właśnie siedzimy w starej sali, gdzie Jo zorganizowała w tajemnicy urodziny Jess. Nie ma tu za dużo osób; jesteśmy my, Jo i dwie jej koleżanki oraz oczywiście nasza solenizantka razem ze swoją nową przyjaciółką. Raczej babskie towarzystwo.
Zaklaskałyśmy, a Jessabelle zdmuchnęła świeczki na swoim torcie w kształcie korony. Nie pytajcie, to nie ja piekłam to ciasto. Zaśmiałam się, a po chwili pogrążyłyśmy się w rozmowie i mimo, że dziewczyny były młodsze, to jakoś mi to nie przeszkadzało.
- No i wtedy Jess na mnie wpadła, a ja upuściłam torbę na tych schodach, gdzie znikają stopnie. Pech chciał, że akurat wtedy stopień, na który upadła zdematerializował się, a książki poszybowały na niższe piętro zasypując tych nadętych głupków ze Slytherinu. I wtedy już wiedziałam, że Bell musi być moją przyjaciółką - zakończyła Kiersten, która opowiadała, jak zaprzyjaźniły się z najmłodszą siostrą Barckson.
Dorcas zaśmiała się, po czym wstała i wyjęła coś z torebki, którą tu przytachała.
- Czas na toast moje panie! - zawołała wyciągając butelkę Ognistej Whiskey, a potem kilka Kremowego Piwa - Niestety Ognistą mogą pić tylko pełnoletnie, ale nie martwcie się moje drogie, mam dla was kremowe piwo!
- Dorcas - fuknęłam - Nie demoralizuj młodzieży. Poza tym w tym towarzystwie to na razie tylko ja jestem pełnoletnia - zaśmiałam się widząc jej minę.
- No ale Lily - jęknęła - Niedługo mam urodziny, a rocznikowo wszystkie jesteśmy gorącymi siedemnastkami!
- Co wcześniej piłaś? - zapytała ze śmiechem Ann, podczas gdy młodsze dziewczyny patrzyły się na nas z szeroko otwartymi oczami.
- Skąd macie alkohol? Przecież to nielegalne! - zawołała Crystal, koleżanka Joanne.
- Jeszcze wiele musicie się nauczyć moje drogie - Dee pokiwała głową z miną nauczycielki - Poza tym ma się te znajomości. Nie wmówicie mi, że nie wiedziałyście, że na każdej większej i niektórych, czytaj naszych, mniejszych imprezach w Gryffindor'ze są procenty.
Oszołomione pokręciły głowami.
- Serio? - niedowierzała Ann.
- I że niby średnio co jakieś dwa tygodnie upijacie się do nieprzytomności? - spytała niezbyt przekonana Vanessa, kolejna koleżanka Jo.
- Może nie aż tak, ale czasem się zdarza - wzruszyła ramionami Dorcas - Musiałyście zauważać czasem większe braki w populacji starszych klas. Dobrym przykładem jest Lily, która na swoich urodzinach tak się upiła, że wskoczyła do łóżka James'owi.
Młodsze dziewczyny zaśmiały się, a ja zakryłam się rękoma.
- Nie przypominaj mi - wyburczałam - Do dziś nie wiem, czy coś się wydarzyło, czy nie.
Ann parsknęła śmiechem, a zaraz do niej dołączyła brunetka. Reszta nie za bardzo wiedziała jak ma zareagować, ale po chwili niepewnie się przyłączyły.
- A wy się tak nie śmiejcie. Pamiętacie jak Ann przelizała się po pijaku z Łapą i do tej pory go unika. Albo ty Dor, jak w zeszłym roku próbowałaś poderwać jakiegoś Ślizgona pod wpływem?
- Wiedziałem, że mnie unikasz! - wrzasnął Syriusz wynurzając się spod peleryny-niewidki.
Mina Annie była komiczna.
- JA?? Oczywiście, że... nie.
Taaaa, była beznadziejną kłamczuchą.
- Hej braciszku - zwróciłam na siebie jego uwagę - Gdzie masz resztę przygłupów?
Tak jak się spodziewałam, nagle stanął przed nami Potter czerwony na twarzy.
- Wypraszam sobie - parsknął.
- Tak właściwie to co tu robicie? - spytała Dorcas.
- No bo trochę nam się nudziło i chcieliśmy iść do was, ale was nie było, więc was znaleźliśmy i postanowiliśmy posłuchać gorących ploteczek - zarechotał Syriusz - I tego się nie spodziewałem. Żeby takie przykładne uczennice wprowadzały w ten niebezpieczny świat kolejne pokolenie?
- One? Grzeczne i przykładne? Pamiętasz jak...
- Nieważne - szybko mu przerwałam - Nie chcemy przecież zrażać do siebie naszych młodych koleżanek, prawda?
Dopiero teraz zauważyłam w jakim stanie były te 'koleżanki'. Dziewczyny były strasznie zawstydzone i zaskoczone pojawieniem się "przystojnych, gorących, inteligentnych i niezwykle zabawnych Huncwotów". Tylko cytuję.
- Skąd wy...? - wydusiła z siebie krytyczna Vanessa.
Chyba ją polubię. Nie wyglądała na zakochaną w nich, tylko po prostu zawstydzoną. Do tego była ciekawska.                                                                                                                                                
- I jak tam impreza? - po raz pierwszy odezwał się Remus ignorując pytanie Ness.
- Um, chyba dobrze, tak - nie mogła wysłowić się Jessie.
- Wszystkiego najlepszego! - zapiszczał Peter kiwając jej głową.
- O, właśnie! Najlepszego! - dołączyła się reszta.
- Dziękuję - wyjąkała rumieniąc się.
Hunwoci usadowili się obok nas i częstowali się wszystkim, co stało na stole.
- Nie przypominam sobie, żeby ktoś was zapraszał - powiedziała Ann marszcząc brwi.
- Dokładnie! - zawołałam - Więc tym panom już podziękujemy!
- Niech zostaną - zapiszczała Crystal, a Jo i Kiersten jej zawtórowały - Proszę!
- Widzisz Lily? Tak się powinno traktować swoich przyjaciół - powiedział Jame... tfu, Potter.
- No niech będzie - mruknęłam zrezygnowana osuwając się na krześle.
- To na czym skończyliśmy? Ach tak... - Syriusz, ten zapchlony kundel zaczął wyjawiać dziewczynom nasze kompromitujące historie, a my nie mogłyśmy nic zrobić.
***
Dwie godziny później impreza dobiegała już końca. Ja składałam brudne naczynia, Ann zamiatała, Dee ogarniała resztę jedzenia, młodzież zajęła się sprzątaniem dekoracji, a męska część towarzystwa nie robiła nic. Jak zwykle się obijali.
Dochodziła północ, a ja byłam cholernie zmęczona, zresztą dziewczyny też wydawały się takie być. Chciałam po prostu to skończyć i iść do swojego cieplutkiego łóżeczka.
Nagle usłyszałam huk, więc szybko odwróciłam się, żeby zobaczyć, co się stało. Ujrzałam Jessie leżącą na ziemi obok przewróconego krzesła. Strasznie się trzęsła, można powiedzieć, że dostała drgawek. Od razu do niej podbiegłam, tak samo jak wszyscy zgromadzeni w tej sali.
- Niech ktoś biegnie po pielęgniarkę! - wrzasnęła Ann łapiąc za ramiona swoją młodszą siostrę i przyciskając ją do ziemi, próbując ją unieruchomić.
Oniemiała Crystal wybiegła z sali. Nagle Jess głośno wrzasnęła, a jej ciało wyrwało się ze stalowego uścisku Nan i uniosło do góry. Jej włosy rozsypały się wokół głowy, źrenice zastąpiły białka, a nogi i ręce były rozpostarte. Patrzyliśmy na nią w przerażeniu. Krzyknęła, a z jej klatki piersiowej zaczęły wypełzać czarne macki dymu. Gdy było ich już całkiem sporo nagle zamieniły się w kruki, mnóstwo kruków. James pisnął i schował się za mną. Zdezorientowana spojrzałam na niego, ale zaraz znowu odwróciłam się do dzisiejszej jubilatki, bo nagle cały pokój zasnuła ciemna mgła. Z niej po chwili wyłoniła się Jessabelle, ale to nie była do końca ona. Była jakaś inna, zmieniona.
- Nie zmieniaj się we mnie - zaskrzeczała, ale to nie był jej głos.
Już gdzieś go kiedyś słyszałam, ale za żadne skarby nie mogłam sobie przypomnieć gdzie.
- Pamiętaj o krukach, one ci pomogą! Twoje dziedzictwo! Znajdź je! Li... - wykrzykiwała Jess, po czym urwała w pół słowa, kiedy drzwi otworzyły się z hukiem, a do środka wpadła Crystal, a za nią pani Cure i profesor McGonagall.
Potem wszystko potoczyło się strasznie szybko. Jessie opadła na ziemię, pani Cure razem ze starszymi siostrami Barckson zabrały Jessabelle do Skrzydła, a profesor McGonagall zaprowadziła nas do swojego gabinetu. Po około pół godzinie wypuściła wszystkich, oczywiście oprócz mnie. Co z tego, że jest już po północy, a jutro mam lekcje? Nauczycielka transformacji zaprowadziła mnie do coraz lepiej znanego gabinetu.
- Lily, co tam się wydarzyło? - zapytał dyrektor gdy już usadowiłam się na jednym z krzeseł przed jego biurkiem, a profesor McGonagall usiadła na krześle pod ścianą.
- Jak już pewnie profesor wie, dostałyśmy, a właściwie Joanne dostała, pozwolenie na wyprawienie przyjęcia urodzinowego Jessabelle. Wszystko poszło zgodnie z planem, no może było kilku nadprogramowych gości, ale generalnie było dobrze. Przed północą zaczęliśmy sprzątać, żeby o godzinie zerowej być już w pokojach, tak jak było to ustalone - zaczęłam opowiadać.
Mam wrażenie, że to robi się tradycją. Chyba co najmniej raz w tygodniu muszę wylądować w gabinecie u Dumbledore'a i spowiadać się z różnych sytuacji.
Potem powiedziałam mu o tym, jak Jessie "ożyła", o krukach i o tym, co mówiła. Gdy skończyłam dyrektor chwilę siedział bez słowa, po czym podrapał się w podbródek i pokiwał głową.
- Tak myślałem - mruknął bardziej do siebie - Od jutra będziesz miała ze mną dodatkowe zajęcia, myślę że raz w tygodniu będzie całkiem dobrze.
- Ale...
- Wszystkiego dowiesz się później. Teraz nie mamy na to czasu, zaraz będzie tu Damien.
- Co? Cze-
Nagle drzwi otworzyły się, a przez nie wpadł zasapany Damien przerywając mi w środku słowa.
- Już jestem - wysapał pochylając się lekko i opierając dłonie na kolanach - Tylko proszę o chwilę - wydusił i pochylił głowę próbując odzyskać oddech.
- Panie Meadows, czemu pan biegł? - zdumiała się McGonagall.
- Dlatego, że na dole koczuje jakaś banda, w której jest moja siostra, więc wolałem, żeby nikt mnie zatrzymał, bądź nie rozpoznał. Zarzuciłem więc kaptur na głowę i siłą się tu przedarłem.
- Czyli mamy mało czasu -  westchnął Dumbledore - Będę mówił zwięźle. Lily, jutro nie pójdziesz na lekcje, ponieważ razem z panem Meadows udasz się na kolejną akcję. Ostatnio Voldemort skupił się na Walii, a szczególnie na hrabstwie Powys. Wasze zadanie polega na objęciu szczelną ochroną i uświadomienie rodzin, których listę dostaniecie jutro oraz na podstawowej ochronie mugolom. Myślę, że na dzisiaj tyle wam starczy. Panno Evans, proszę już iść - zdjął  swoje połówki i przetarł oczy - Chyba, że chce pani, aby pani przyjaciele zeszli na zawał.
- T-tak już idę - wyjąkałam, dalej oszołomiona po ostatniej wiadomości i wyszłam.
Teraz muszę tylko wymyślić, jak wytłumaczyć to reszcie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarz = Szacunek dla autora
Komentarz = Więcej motywacji
Komentowanie nie boli! Pamiętajcie...