- I z czego się śmiejesz?! Przecież to jest koszmar! To znowu się zaczyna! Nienawidzę tego! - rzuciłam się na łóżko i schowałam twarz w poduszce wściekle kopiąc nogami i szarpiąc swoje włosy - Nie-na-wi-dzę TE-GO! - wrzasnęłam z całych sił i załkałam.
Nagle drzwi do pokoju gwałtownie się otworzyły, a do środka wpadł Syriusz i James. Ann zerwała się z łóżka i zniknęła w łazience zatrzaskując drzwi. Tak, w dalszym ciągu unikała Syriusza po ich pamiętnym "romansie".
- Kogo mordują? - wysapał Black rozglądając się czujnie po pokoju.
- Lily ma napad wściekłości - powiedziała obojętnie Dorcas przewracając stronę jakiegoś durnego magazynu i ostentacyjnie ziewając.
- Co? Czemu? - zapytał zdezorientowany Potter.
- Tego nikt nie wie - mruknęła Dee, a ja podniosłam głowę z poduszki.
Pewnie wyglądałam okropnie. Wymięte ubranie, potargane włosy po skakaniu i kopaniu wszystkiego, co tylko stanęło mi na drodze, twarz czerwona z wysiłku i gniewu, a w oczach łzy wściekłości i bezsilności. Skoczyłam na równe nogi.
- To wszystko twoja wina - warknęłam dźgając zdziwionego Rogacza w środek klatki piersiowej,po czym odwróciłam się na pięcie, potykając się o stos książek zostawiony na podłodze.
Zaklęłam i kopnęłam je w najdalszy kąt pokoju, jednak nie przewidziałam, że to będzie AŻ tak bolało. Podskoczyłam na jednej nodze łapiąc się rękami za uniesioną stopę i zaczęłam krzyczeć. Przeskoczyłam trochę do przodu, a moja nieboląca stopa zaplątała się w jakieś ubrania Dorcas, przez co zwaliłam się jak kłoda na podłogę, uderzając biodrem w jakiś kufer. Upadłam na drewno z głuchym łupnięciem, a po chwili się rozpłakałam. Mój parszywy braciszek nie wytrzymał i parsknął śmiechem.
- Wybacz Lily, ale wyglądasz tak zabawnie - wydusił pomiędzy kolejnymi spazmami śmiechu.
Ja tylko podciągnęłam się na rękach i oparłam się plecami o kufer zwieszając głowę.
- To wszystko jest beznadziejne - wymamrotałam pod nosem i schowałam twarz w dłonie.
Po chwili poderwałam się i wypadłam z dormitorium jak burza, formując sobie w głowie plan działania i nie zwracając uwagi na zdziwione krzyki moich przyjaciół.
***
Cały wieczór przesiedziałam w najciemniejszym i najmniej odwiedzanym kącie biblioteki starając się uspokoić, ale kiedy tylko przypominałam sobie, jaki jutro będzie dzień, od razu dostawałam napadu wściekłości. Walentynki. Tak, to głupie święto doprowadziło mnie do obecnego stanu. Czemu? Oh, to proste. Potter, i wszystko jasne. Chociaż może w tym roku da mi święty spokój, dzięki naszej 'przyjaźni'? Marzenie ściętej głowy. Jęknęłam żałośnie i schowałam twarz w poduszkę, mocniej zaciskając powieki. Trzeba wstać, no już, rusz się Lily. Dziewczyny już poszły, po dziesięciominutowym zapewnianiu ich, że na sto procent dam sobie radę sama.
- O mój Boże - mruknęłam podnosząc się na łokciach - Jestem taka głupia.
W ciągu dziesięciu minut wyszykowałam się do wyjścia i po chwili schodziłam już po schodach w kierunku Wielkiej Sali.
Usiadłam na swoim miejscu między dziewczynami i z cierpiętniczą miną czekałam, aż koszmar się zacznie. Rozejrzałam się po całej sali, zauważając wiele uśmiechniętych twarzy, słysząc mnóstwo podekscytowanych i radosnych szeptów i czując to oczekiwanie. A idźcie w cholerę... Nie wiem, z czego tu się tak cieszyć.
Prychnęłam pod nosem zakładając ręce na piersi, co równało się karcącym wzrokiem moich przyjaciółek.
- No Lily, rozchmurz się - zaśpiewała melodyjnie Ann - Dziś Walentynki! - zachichotała i spojrzała znacząco na Syriusza.
- Mhm - wolałam nie rozwodzić się nad tym tematem, bo jeszcze znowu się poryczę.
Nagle drzwi gwałtownie się otworzyły, odbijając się z hukiem o kamienne ściany, co było zadziwiające, zważając na to, ile te ogromne wrota ważyły. Do sali wleciało kilka białych gołębi ustawiając się na, tak jakby, swoich pozycjach. Były dobrane w pary, a każda dwójka trzymała w dziobach długą wstęgę w kolorze pudrowego różu z milionami czerwonych serduszek pozwieszanych z nich na srebrnych, połyskujących nitkach. Były różnej długości,co utworzyło efekt wodospadu. Nie powiem, wyglądało to cudownie. Usłyszałam kilka westchnięć zachwyconych dziewczyn i mogłabym przysiąc, że profesor Vector, nauczycielka numerologii i profesor Green, nauczycielka astrologii wymieniły kilka uwag, chichocząc jak nastolatki.
Zaraz potem gołębię zawiesiły ozdoby na ścianach, po czym ulotniły się, robiąc miejsce amorom. I wtedy się zaczęło. Kilka pulchnych, uroczych amorków wleciało na salę, niestety budżet Hogwartu nie pozwolił na zatrudnienie prawdziwych bożków miłości, więc musieliśmy zadowolić się przebranymi w białe togi i z perukami na głowie gargulcami, które na co dzień przyozdabiały Wieżę Astronomiczną. Po chwili wylądowały i zaczęły rozdawać pocztę walentynkową zaczynając od stołu profesorów, a potem idąc wzdłuż stołów uczniów w stronę drzwi. Wbrew wszystkiemu gargulce nie są takie głupie, jak myślą niektórzy ludzie, a będąc świadkami długiej historii Hogwartu jestem przekonana, że na pewno są mądrzejsze od niektórych uczniów, więc z rozdawaniem jakiś głupich kartek nie powinny mieć problemu.
- Lily Evans? - zaskrzeczał jeden z nich zbliżając się w moją stronę.
No cóż, głosów może nie miały za pięknych.
- To ja - pomachałam mu ręką, a on podszedł do mnie i wyciągnął z torby pięć kopert.
- Proszę. Gdzie jest Dorcas Meadows?
- Syriusz Black? - wycharczał inny podlatując do czarnowłosego.
Po kilku minutach gargulce zniknęły z Wielkiej Sali, a gdzieniegdzie już pobrzmiewały wybuchy radości.
- To co dziewczyny, tak jak zawsze? - zapytała Dee z wypiekami na policzkach ściskając swoje koperty.
Pokiwałam głową z uśmiechem, a Ann mi zawtórowała. Cieszyłam się, że w tym roku obeszło się bez tych kretyńskich prób 'zdobycia mnie' ze strony Potter'a, ale mimo wszystko dalej byłam nieco nerwowa. Kto wie, co ten kreatywny idiota jest w stanie wymyślić, a przecież ma jeszcze cały dzień.
Skończyłyśmy śniadanie i wyszłyśmy z Wielkiej Sali kierując się na schody. Zgodnie z naszą coroczną tradycją urwałyśmy się z pierwszych dwóch godzin i poszłyśmy do nieużywanej i chyba zapomnianej sali na piątym piętrze, gdzie rok w rok otwierałyśmy nasze kartki.
Usiadłyśmy w kółku na zakurzonej podłodze i położyłyśmy przed sobą koperty. Ann miała cztery, ja, jak już mówiłam pięć, a Dorcas aż trzynaście.
- Mogę pierwsza? Proszę, proszę, proszę! - zawołała Nan śmiejąc się jak dziecko.
- Do dzieła - Dee zachęciła ją ruchem dłoni, a ja skinęłam głową.
- Ok,więc pierwsza jest od... - rozerwała kopertę i wyciągnęła z środka pozłacany pergamin - twojego brata? - blondynka zmarszczyła brwi i spojrzała na brunetkę.
- Damiena?
- Nie, tego młodszego - na jej słowa parsknęłam śmiechem.
- Adama?
Ann pokiwała głową i zabrała się do czytania. Okazało się, że kolejna walentynka była od jej brata Luke'a, kolejna od jakiegoś drugoroczniaka, a ostatnia od Liam'a z Hufflepuff'u. Panna Barckson strasznie wkurzyła się na Syriusza, że ten nie wysłał jej walentynki i coś czuję, że Black mocno to popamięta. Tak tylko mówię.
Następna swoje kartki otwierała Dee. Nic ciekawego. 2/3 od jej wielbicieli, 2 od swoich braci, jedna od Luke'a oraz jedna zbiorowa od Huncwotów.
Na ostatni ogień poszłam ja.
- No to zaczynamy - westchnęłam i rozdarłam pierwszą kopertę.
Ze środka wyleciał jakiś lizak z Miodowego Królestwa i liścik na ozdobnym pergaminie. Rozwinęłam go i zaczęłam czytać:
Roses are red, Violets are blue, Sugar is sweet, And so are you.*Hahaha siostrze wypadałoby coś wysłać, więc masz i ciesz się tym, jakiego masz dobrego brata ruda złośnico...I tak cię kocham, oczywiście jak sioręTwój braciszek,S.
- On jest taki głupi - pokręciłam głową z uśmiechem i otworzyłam następną kartkę.
These wishes you sent Valentine some kind.On such a beatiful and wonderfulI wish you all the heart Much happinnes, passionNever-ending love.**Dla mojej ulubionej wiewiórki, która jest niesamowitą mądralą,Luke
- Miło z jego strony- skomentowała Dor - Niby taki bad boy, a jednak pamięta o przyjaciółkach swojej siostry.
Jako że nie jestem najlepszy w wymyślaniu i wyszukiwaniu wierszyków ani innych takich chciałbym złożyć ci dużo życzeń przepełnionych miłością. Żebyś znalazła tego jedynego (albo tą jedyną - tak tylko mówię) gromadki dzieci i wkurzającej teściowej. Haha, mówiłem, że nie jestem w tym dobry. Od razu zbaczam z kursu i zaczynam pisać brednie. W każdym razie chcę żebyś wiedziała, że życzę ci jak najlepiej, dużo szczęścia, miłości (P.S. Jestem gejem) mnóstwo przyjaciół, zdrowia i wszystkiego czego sobie zażyczysz (oprócz słodyczy - jesteś już wystarczająco kształtna)...Twój najlepsiejszy przyjaciel na całym najwięksiejszym świecie, kolejny braciszek, zajebisty doradca modowy oraz osoba, dla której chcesz wstawać rano,Seth xxx
- ... dla której chcesz wstawać rano, Seth, buziaczki. Chwila, CO?! On jest gejem?!
- O mój Boże, ty to masz szczęście.
- I czy on nie przesadza z tym samouwielbieniem?
Never say never Lily...***J. xxx
- Co to znaczy? - spytała zdezorientowana Ann.
- Długa historia - westchnęłam patrząc na mały, prostokątny bilecik przyczepiony do małej torebeczki, która wypadła z koperty razem z kartką z tym króciutkim liścikiem.
To tak na dobry początek
Delikatnie otworzyłam woreczek, który był wypchany płatkami róż między którymi znajdowała się moja ukochana pomadka, która ostatnio mi się skończyła. Nie mam pojęcia, skąd o tym wiedział, mówiłam o tym tylko dziewczynom. Wzruszyłam ramionami i odłożyłam te rzeczy na bok biorąc do ręki ostatnią kopertę. Otworzyłam ją, zaciekawiona, kto mi ją przesłał.
Some legends are toldSome turn to dust or to goldBut I will remember youRemember you, for centuries****Mam nadzieję, że niedługo się spotkamy xxxDamien
- No i, od kogo to? - zapytała podekscytowana Dorcas skacząc na swoim miejscu, kiedy zacięłam się na przedostatniej linijce.
- Od... twojego brata - wymamrotałam.
- Co? Ten gówniarz chyba za dużo sobie wyobraża, przecież on...
- Nie tego Dee - sprostowałam - Od Damien'a.
- Ouch, musisz mi wszystko opowiedzieć - pisnęła Ann doskakując do mnie, a po chwili leżałyśmy na podłodze przygniecione prze brunetkę.
- I jeszcze wyjaśnisz, o co chodzi z Rogaczem - zapowiedziała pewnie Dorcas.
*****
Przedstawiam wam kolejny rozdział moich wypocin!
Jak tak u was?
Bo u mnie w ciągu ostatnich dni działo się dużo i teraz wyrzucę to z siebie, jeśli nie macie nic przeciwko.
Po pierwsze 12.09.2015 r. spełniłam jedno ze swoich marzeń i, nie uwieżycie, widziałam Janoskians na żywo!!! AAA! Ogólnie razem z moją BFF pojechałyśmy na koncert i stałyśmy naprawdę niedaleko sceny, a ja nie dość, że oberwałam cukierkiem, które rzucał Beau, to jeszcze James oblał mnie wodą, BYŁO CUDOWNIE! Potem jak wychodziłyśmy mijałyśmy się z LoudKidz, a Ben powiedział nam "hi" i poklepał Sylwię po plecach *o* Niestety nie miałyśmy m&g, ale who cares, za rok też jedziemy....
Potem przez kilka dni miałam tzw. depresję po-koncertową, ale już jest ok ;D
W dodatku wczoraj dowiedziałam się, że prawdopodobnie na początku października zamieszka u nas jakiś facet z Brazylii na 5 dni w ramach jakiejś tam wymiany, bla, bla, bla, nie umiem wam tego wyjaśnić.
Jest jeszcze jedna nowina! W listopadzie, dokładnie 7 listopada wyjeżdżam na tydzień do... Francji!! Dowiedziałam się na początku września i nie zważając na nikogo pierwsza poleciałam się zapisać hahaha xd
To chyba takie najważniejsze ^^
A teraz tłumaczenia dla tych mniej umiejących angielski ;*
* Róże są czerwone,
Fiołki są niebieskie.Cukier jest słodki,
I Ty też.
**Te życzenia Ci przesyła
Walentynka pewna miła.W dniu tak pięknym i wspaniałym
Życzę Tobie sercem całym
Dużo szczęścia, namiętności,
Nie kończącej się miłości.
*** Nigdy nie mów nigdy Lily...
****Niektóre legendy są opowiadane
Niektóre obracają się w proch lub złotoAle będę pamiętać ciebie
Pamiętać ciebie przez wieki
(odrobinę zmodyfikowany przeze mnie tekst "Centuries" - Fall Out Boy)
No, to tyle :)
Enjoy!
xxx
P.S. Zapomniałam dopisać, więc teraz poprawiam.
To już jeden z ostatnich "sielankowych" rozdziałów, możecie to traktować jako taki mini przerywnik pomiędzy tą pędzącą akcją xd
xxx
P.S. Zapomniałam dopisać, więc teraz poprawiam.
To już jeden z ostatnich "sielankowych" rozdziałów, możecie to traktować jako taki mini przerywnik pomiędzy tą pędzącą akcją xd
xxx
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarz = Szacunek dla autora
Komentarz = Więcej motywacji
Komentowanie nie boli! Pamiętajcie...