poniedziałek, 17 listopada 2014

6. Genialny pomysł

Minął tydzień. Całe siedem dni. Nie żartuję. Już po drugim dniu ledwo co trzymałam się na nogach. Kiedy Aria wyprowadziła mnie z... nawet nie wiem jak to nazwać; grota, jaskinia, komnata? W każdym razie. Gdy wepchnęła mnie do mojej celi, zaczęło się. Tortury, wyzwiska, groźby, przemoc. Później nie było lepiej, a za mój cięty  język obrywałam podwójnie. Przez cały ten czas myślałam, jakby tu uciec, ale dopiero teraz nadarzyła się okazja, a raczej wreszcie wymyśliłam plan. Nie wiem czy wspomniałam, ale jak do tej pory nie złamałam się, ani nie przyłączyłam do mistrza śmie(r)ci. Haha, ale jestem zabawna...NOPE. Strasznie schudłam, zmizerniałam, w dodatku chyba miałam złamane parę żeber i skręcony nadgarstek lewej ręki, więc łatwo było się domyślić, że nie byłam w życiowej formie. Wracając. Do mojej celi znowu wszedł ten frajer który mnie porwał. No dobra, czas wcielić mój genialny pomysł w życie.
- Nie wyciągaj różdżki, nie masz po co - odezwałam się słabym głosem - w nocy wszystko przemyślałam, przyłącze się do was - szepnęłam.
Mężczyzna wydawał się tym bardzo zadowolony. Cieszę się, że to na niego dziś wypadło, bo pewnie Aria na takie coś by się nie nabrała.
- Wstań dziewczyno, zaprowadzę cię do Czarnego Pana - powiedział.
Za każdym razem ten głos kogoś mi przypomina, ale nie mam pojęcia kogo. Myślę, że to może być ten/ta blondyn/ka. Serio, już sama nie wiem, chłopak czy dziewczyna, oto jest pytanie? W każdym razie ono wyprowadziło mnie z mojej celi i poprowadziło w stronę komnaty, gdzie codziennie wzywał mnie Voldzio.  Gdy już tam byliśmy, Voldemort niezmiernie się ucieszył, gdy usłyszał że wreszcie postanowiłam się do nich przyłączyć, chociaż podszedł do tego trochę podejrzliwie.
- Nareszcie zrozumiałaś, że takiego dziedzictwa nie można przepuścić - stwierdził, po czym wskazał na jednego ze śmierciożerców - Ty, daj dziewczynie różdżkę!
Mężczyzna podszedł do mnie, po czym wręczył mi ten magiczny patyk. Stałam zdezorientowana, patrząc wielkimi oczami to na różdżkę, to na Czarnego Pana.
- P-po co m-mi to? - zapytałam drżącym głosem.
Co jak co, ale głos to ja będę miała zrujnowany od krzyczenia. Ughh i moja kariera piosenkarki legła w gruzach. Wielkie dzięki.
- To jest twoja próba. Na 10 minut zdejmę z tej jaskini zaklęcie uniemożliwiające czarowanie, a ty w tym czasie musisz zabić osobę, którą tu wprowadzimy, bez względu kto to będzie.
Kiwnęłam głową. NO CHYBA PO MOIM TRUPIE! NIE JESTEM MORDERCZYNIĄ! Uspokój się Lilka, Tylko zdejmie to zaklęcie, a ty się stąd teleportujesz. Spokojnie. Nagle te ogromne wrota otworzyły się z trzaskiem, a do środka został wtargany jakiś chłopak, chyba w moim wieku. Został brutalnie popchnięty, przez co upadł w środek kręgu, a zarazem pod moje nogi. Wyglądało na to, że nie miał siły się podnieść. Nie dziwię się mu.
- Zdejmuję zaklęcie - oznajmił Voldemort, po czym zaczął coś mruczeć pod nosem.
Chwila i było po wszystkim. Już mogłam czarować. Podniosłam rękę, w której trzymałam mocno różdżkę, mając zamiar się teleportować, ale zaklęcie zamarło mi w ustach, gdy usłyszałam cichy szept. Chłopak podniósł głowę i spojrzał na mnie smutno swoimi dużymi, szarymi oczami.
- Proszę, nie zabijaj mnie. Wiem że taka nie jesteś, Lily - szeptał.
- O mój Boże, Regulus - wybełkotałam, a nogi się pode mną ugięły.
Co prawda nigdy nawet nie rozmawialiśmy, ale samo to, że był bratem Syriusza... Chociaż nie, cofam to, przecież nie cierpię tego chłopaka. Po prostu zrobiło mi się żal młodego Blacka, nie zasługiwał na taką śmierć. W ułamku sekundy podjęłam decyzję. Uratuję go. Uratuję go, nawet jeśli od tego będzie zależało moje życie.
- Salvio hexia*! - krzyknęłam, po czym zakreśliłam ręką krąg wokół siebie i Regulusa.
W naszą stronę poleciał grad zaklęć. Wiem, że ta bariera nie wytrzyma długo, dlatego jak najszybciej musimy się stąd ulotnić. W dodatku Voldemort zaczął znowu nakładać czar na jaskinię uniemożliwiający mi czarowanie. Co do Śmierciożerców, pewnie zrobi tak, żeby oni w dalszym ciągu mogli to robić. Nachyliłam się do Regulusa, zarzuciłam jego ramię na moją szyję i pomogłam mu się podnieść. Wstał z lekkim trudem.
-Masz różdżkę ? - zapytałam się go, starając się przekrzyczeć coraz to nowe zaklęcia roztrzaskujące się na naszej barierze. I tak, wiem że to było durne pytanie.
Pokręcił głową. Musiałam szybko coś wymyślić. Do głowy wpadło mi zaklęcie, o którym kiedyś wspominał profesor Flitwick.
- Aresto Momentum**! - teraz mieliśmy kilka sekund na wydostanie się z tej przeklętej pułapki.
Szybko obróciłam się w miejscu i pomyślałam o Hogwarcie.
- Trzymaj się mocno! - zdążyłam tylko krzyknąć, po czym nastała cisza.

~W tym samym czasie w Hogwarcie~
Ann już od dobrej godziny siedziała w dormitorium. Aktualnie leżała na łóżku machając nogami w powietrzu. Nie mogła uwierzyć, że Lily nie ma dopiero tydzień, podczas gdy jej i jej przyjaciołom wydawało się, jakby minął miesiąc. Niby chodzili na lekcje, ale nie zwracali najmniejszej uwagi na to, co w danej chwili mówił nauczyciel, ponieważ myślami byli daleko. Codziennie spotykali się i wymyślali coraz to nowsze, a zarazem głupsze pomysły. Na dodatek dwa dni temu zaginął kolejny uczeń, brat Syriusza Regulus. Panna Barckson nie wiedziała co ma robić. Syriusz i James byli właśnie na treningu, Remus wraz z Dorcas w bibliotece próbowali znaleźć jakieś zaklęcie, które mogłoby im pomóc, a Peter, jak to on siedział w kuchni. Ann tymczasem pilnowała mapy, czy aby na pewno nic nowego się na niej nie pojawiło. Prawdę mówiąc straciła cierpliwość do tego zadania, gdy po godzinie wpatrywania się w nią nic się nie zmieniło, więc odrzuciła mapę na bok. Teraz było jeszcze gorzej. Wstała i podeszła do okna. Widziała stąd skrawek boiska i co jakiś czas lecącą miotłę z graczem na sobie. Założyła ręce na piersi i pokręciła głową. Tak być nie może. Szybko założyła buty, kurtkę i czapkę [KLIK], a do plecaka zgarnęła mapę. Wybiegła z pokoju i po 10 minutach była na trybunach przy boisku. Wysłała krótki liścik Remusowi, Dorcas i Peterowi, żeby tu przyszli. Po kolejnych 15 minutach siedzieli razem i czekali tylko na Łapę i Syriusza, którzy po chwili do niech dołączyli. Właśnie zaczęli obmyślać nową strategię, co wiązało się również z wyjęciem mapy i gorzkim smakiem rozczarowania. Siedzieli już jakiś czas, gdy nagle Remus zmrużył oczy i przechylił głowę w bok. Wycelował palcem wskazującym w sam skrawek mapy i krzyknął z niedowierzaniem. Przez chwilę było widoczne imię i nazwisko Lily oraz Regulusa, ale jak nagle się pojawiło, tak nagle zniknęło. Najwyraźniej Lily próbowała się teleportować ale bariera zaraz ją wyrzuciła. Co tam robił młodszy Black, nikt nie miał pojęcia.
- Na gacie Merlina - szepnął Syriusz, po czym podniósł się na równe nogi - musimy tam iść! No na co czekacie?
Cała gromada wstała.
- Nie Syriusz, musimy powiedzieć o tym Dumbledore'owi - sprzeciwiła się Dorcas.
- Nie możecie! I co, powiecie że wiecie to z mapy którą sami stworzyliśmy?! - i tak zaczęła się kłótnia.
-Stop! - wrzasnął nagle James - Spokój, mam pomysł! Dee pójdzie razem z Lunatykiem do dyrektora albo któregoś z nauczycieli i powiecie, że znaleźliśmy Lily z Regulusem tuż za bramą do Hogwartu. Tymczasem reszta biegnie do Lilki.

~Tymczasem u Lily~
Siedziałam pod drzewem przyciskając sobie rękę do krwawiącego boku. Tuż przed teleportacją udało im się przebić przez barierę i dostałam jakimś zaklęciem. Uff, jak dobrze się nareszcie wyrwać.
- Regulus? - zapytałam ochrypłym szeptem.
Na nic więcej nie było mnie stać. Poza tym chciałam tylko sprawdzić, czy wszystko z nim dobrze.
- Tak? - odszepnął gdzieś z prawej strony.
Z trudem przekręciłam głowę w jego kierunku. Dopiero teraz do mnie dotarło, jak wszystko mnie boli i jakie mieliśmy szczęście. Po policzku spłynęła mi łza, po drodze mieszając się z krwią i brudem.
- Wszystko okej? - upewniałam się.
- Jak na tą sytuację, jest okej.
Pokiwałam leciutko głową, po czym załkałam cicho z bólu i tłumionych emocji. Poza tym adrenalina zaczęła opadać. Chwila ciszy i jego pytanie:
- Lily?
- Tak?
- Wszystko okej?
- Okej - na moich ustach pojawił się niewielki uśmiech, który zaraz został zastąpiony grymasem bólu.
Znowu zapadła cisza, a po paru minutach Regulus znów postanowił ją złamać.
- Dziękuję.
-  Nie ma za co - szepnęłam.
Mówienie sprawiało mi trudność, gardło miałam zdarte, a w dodatku robiłam się potwornie śpiąca. Chyba młody Black też to zauważył, ale nie wiedząc czemu jego mina stała się zaniepokojona.
- Jak myślisz, kiedy nas znajdą? - zapytał.
- Niedługo. Nie martw się, będzie dobrze - wymamrotałam ostatkiem sił.
Regulus najwyraźniej próbował podtrzymać rozmowę bądź odciągnąć mnie od mojego wymarzonego snu. Zły człowiek, bardzo zły, nie da mi się wyspać. Ale ja i tak go nie słuchałam. Ostatnie co  pamiętam to czyjeś kroki i nawoływanie młodszego Blacka. A potem była tylko nicość.

~Z perspektywy Jamesa***~
Jak najszybciej się dało zmierzaliśmy w kierunku Lily i Regulusa. Nie wiem, co on tam robił, ale cóż... nie wybrzydza się. Ważne, że moja Lily się znalazła. Teraz to na pewno nie spuszczę jej z oka. Usłyszeliśmy jakieś męskie krzyki. Widocznie Black usłyszał, że ktoś tu idzie i zaczął wołać o pomoc. Przyspieszyłem. Wybiegłam za bramę i mnie zamurowało. Pod jednym z drzew siedziała, a raczej półleżała panna Evans. Wyglądała jak siedem nieszczęść. Głowę miała odwróconą w bok, więc widziałem tylko jej lewy profil. Miała rozciętą wargę, z której sączyła się krew, wielkiego sińca pod okiem i podłużną ranę na czole, a jej oczy były półprzymknięte. A to była dopiero połowa. Na twarz, którą miała zakrwawioną i brudną opadało kilka zmatowiałych, brudnych, posklejanych krwią włosów. Jej ubrania były brudne, poplamione i poszarpane. Na prawym boku, pod jej zaciśniętą ręką pojawiała się coraz większa plama krwi. Na każdym odkrytym kawałku skóry było widać zadrapania, rany bądź siniaki. Niedaleko niej leżał Regulus, który nie był w lepszym stanie, ale dalej się trzymał, w końcu on był tam krócej. Dalej krzyczał.
- Pomóżcie jej! Nie widzicie w jakim jest stanie! Pomóżcie! Ja sobie poradzę! Co tak stoicie jak kołki, ratujcie ją!
Dopiero teraz zorientowałem się, że reszta stoi tuż za mną i z taką samą grozą przygląda się dwójce. Szybko podbiegłem do Lilusi i sprawdziłem czy oddycha, po czym zamierzałem wypowiedzieć kilka zaklęć, które by jej pomogły. Właśnie, zamierzałem. Przeszukałem każdą kieszeń, ale różdżki nigdzie nie było. Cholera. Odwróciłem się zrozpaczony do reszty, ale Syriusz i Ann zajęli się Regulusem a za mną stał Peter i patrzył się przerażony.
- Daj mi tę cholerną różdżkę! - wrzasnąłem na niego rozżalony i przestraszony o życie Lily.
Drżącą ręką podał mi magiczny patyczek. W całym tym zamieszaniu nie zauważyłem, kiedy na polanie pojawili się Dorcas i Remus, a zaraz za nimi Dumbledore, McGonagall i Slughorn.
- Panie Potter, proszę odłożyć różdżkę, bo może pan w takim stanie wyrządzić jej większą krzywdę, a tego chyba nie chcemy? - dobiegł mnie głos Dumbledore'a, który zajął wcześniejsze miejsce Glizdogona. Przepuściłem go do Lily. Teraz mam tylko nadzieję, że wyzdrowieje. Nie wiem kiedy, ale zacząłem płakać. Co jeśli ją stracę? Co ja zrobię jeśli ona umrze? Jak będę żyć? A co jeśli straci pamięć albo nigdy już się nie obudzi? Dobra. stop. Przestań, na pewno wyzdrowieje i wszystko będzie dobrze. Wmawiaj sobie. Dyrektor podniósł ją na niewidzialnych noszach. To samo zrobił profesor Slughorn z Regulusem, który stracił przytomność. W drodze do Skrzydła Szpitalnego cały czas trzymałem Lily za poranioną rękę.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
* Salvio Hexia - zaklęcie które  ochrania miejsce, w którym ktoś przebywa.
** Aresto Momentum - zaklęcie które najprawdopodobniej spowalnia (lub całkowicie zatrzymuje) czas na kilka sekund w danym miejscu.
*** Taki tam mały bonus za to, że tak długo nie było rozdziału

Ostatnio stwierdziłam, że lepiej będzie, jeśli będą ustalone konkretne daty dodawania nowych rozdziałów. Myślę, że dzięki temu będę miała więcej motywacji do pisania. Na razie ustaliłam (sama z sobą *fuck logic*), że rozdziały będą pojawiały się co dwa tygodnie, więc następną część spodziewajcie się zobaczyć *szybko patrzy na kalendarz na laptopie i liczy*  1 grudnia.
Enjoy!

1 komentarz:

  1. Hej, od niedawna czytam twojego bloga i uznaję, że jest świetny. Pozdrawiam i czekam na następną notkę.

    OdpowiedzUsuń

Komentarz = Szacunek dla autora
Komentarz = Więcej motywacji
Komentowanie nie boli! Pamiętajcie...