niedziela, 14 września 2014

5. Zaklęcie znikające w praktyce

Stanęłam na peronie 9 i 3/4 i zupełnie nie wiedziałam w którą stronę mam iść. Stojąc na palcach próbowałam wypatrzeć moje przyjaciółki, lub, w najgorszym wypadku, któregoś z Huncwotów. Jak na złość nikogo nie znalazłam. Bagaż miałam już w środku, więc nie mając pomysłu ruszyłam w stronę najbliższego wejścia do pociągu, gdy coś, lub raczej ktoś, zagrodził mi drogę. W porę wyhamowałam i, dzięki Bogu, nie zderzyłam się z nieznajomą osobą. Nie patrząc na mnie, pospiesznie ruszył w stronę grupki machających chłopaków. Co za cham! Nawet nie zauważył, że o mało co mnie nie stratował. Stałam zszokowana jego zachowaniem, gdy nagle moją szyję otoczyło męskie ramię.
- Potter, oga... - przerwałam, gdyż poczułam czubek różdżki, który boleśnie wbijał mi się w szyję.
- A teraz grzecznie pójdziesz ze mną - usłyszałam szorstki głos mężczyzny.
- Kim ty jesteś? I co chcesz zrobić? - zapytałam z nutą histerii w głosie.
- Jestem twoim, może nie najgorszym, ale jednak, koszmarem. I jeśli jeszcze nie zauważyłaś, to cię porywam, co nawiasem mówiąc, jest banalnie proste.
- Tu jest mnóstwo ludzi i ...
- Pamiętaj, że w tłumie trudno wychwycić szczegóły, z resztą tu jest tak duże zamieszanie, że i tak nikt by nie zwrócił uwagi na to, że krzyczysz, czego osobiście ci nie polecam, bo tą prostą czynnością mnie zirytujesz, a wtedy już nie będzie tak miło.
- Moi przyjaciele...
- A widzisz tu gdzieś swoich przyjaciół? - warknął, najwyraźniej mocno wkurzony, przerywając moją wypowiedź, przy czym ostatnie słowo niemal wypluł.
- N-nie.
- No właśnie... - i wtedy nastąpiła ciemność.

Parę godzin później
Powoli otworzyłam oczy. Głowa potwornie mnie bolała, zresztą tak jak całe ciało. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Brudne, szare ściany, jeszcze brudniejsza podłoga, zakratowane wejście. W kącie stało metalowe łóżko z cienkim materacem, a na nim leżał gruby, obszarpany koc i mała poduszeczka. W nogach łóżka stało blaszane wiadro. Po za tym było pusto. W powietrzu czuć było zapach wilgoci, czyli na 90% byłam pod ziemią. Tia, ja to mam szczęście. Jak nie Potter, to Ślizgoni, jak nie oni to porwanie. Po prostu genialnie. Podniosłam się z ziemi, cicho jęcząc z bólu. Zauważyłam, że moje jasne jeansy były podarte na kolnie, a bordowy sweterek był pobrudzony. [KLIK] Odruchowo sprawdziłam czy, mam różdżkę, ale porywacze nie byli jeszcze takimi idiotami, żeby mi jej nie zabrać, niestety. Nagle usłyszałam szczęk przekręcanego klucza w kratach. Szybko spojrzałam w tamtą stronę i zobaczyłam wysokiego mężczyznę w czarnej szacie z maską na twarzy. Śmierciożerca.
- Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać wzywa cię - usłyszałam znajomy głos.

Tymczasem w Hogwarcie
Profesor McGonagall stała pod Wielką Salą i ponad tłumem szukała potrzebnych jej uczniów.
- Dorcas Meadows i Ann Barckson proszę za mną!
Dziewczyny posyłając sobie pytające spojrzenie ruszyły za nauczycielką do jej gabinetu. Będąc już w środku, profesor jednym machnięciem różdżki zamknęła drzwi za zdezorientowanymi uczennicami.
- Pewnie zastanawiacie się, po co was wezwałam. Chciałam się tylko zapytać, czy wiecie, gdzie podziewa się panna Evans?
Pokiwały przecząco głowami.
- Nie zwróciłyście uwagi, że nie było jej w pociągu? A może była, a teraz znikła?
- Myślałyśmy, że jest w wagonie prefektów, bo jej bagaże były w jednym przedziale, a już raz się tak zdarzyło, że w ogóle jej nie widziałyśmy podczas drogi - powiedziała cicho Dorcas.
- A na kolacji? - kolejne pytanie McGonagall.
- Nie wiem, może poszła z jakimś uczniem do Skrzydła Szpitalnego?
- Oby.

I Znowu wracamy do Lilki
- Pokłoń się przed Czarnym Panem, dziewczyno - powiedziała brunetka średniego wzrostu, oczywiście z maską na twarzy.
- A co ja, poddana? I już nie szlama? - zapytałam drwiąco, jednak zaraz tego pożałowałam.
Kobieta wyciągnęła przed siebie rękę z różdżką, a kiedy to zrobiła rękaw szaty osunął jej się do łokcia i mogłam zauważyć Mroczny Znak. Brrr, aż mnie ciarki przeszły.
- Nie bądź taka bezczelna, bo źle się to dla ciebie skończy - warknęła.
- Ario, spokojnie. Dziewczyna jest nam potrzebna - dobiegł cichy głos z zacienionego kąta.
Po chwili wyszedł z niego Voldemort, a wokół mnie utworzył się krąg Śmiercożerców, którzy pojawili się nie wiadomo skąd.
- To już nie jesteś samowystarczalny, o wielki panie śmierci? - i znów sarkazm.
Blondynka stojąca po mojej prawej aż się zapowietrzyła na moją odzywkę. Widząc to, Voldemort, powiedział:
- Spokojnie Lucjuszu, nauczy się jeszcze posłuszeństwa.
Upsss, czyli to facet, a nie dziewczyna. Mój błąd.
- A może by tak powiedzielibyście po co tu jestem.
- Och Lily, głupia Lily.
- To już nie szlama? - przerwałam mu.
-Nie jesteś szlamą, zapamiętaj to. W końcu po co bym fatygował swoich ludzi po najzwyklejszą szlamę? Ty jesteś więcej warta.
- Ja?
- Tak ty. Otóż, nie wiem czy wiesz, a raczej wiem, że nie wiesz*, że pochodzisz z bardzo starej i szanowanej rodziny czarodziejów. Niestety, kilka pokoleń temu zaczęli się w niej rodzić sami charłacy. Zapomnieli o swoim dziedzictwie, a szkoda. Byli jednymi z najpotężniejszych, a ich ród zanikł, aż do teraz. Wiesz, byli bardzo dobrymi znajomymi takich rodzin jak Black czy Lastrange, z pokolenia na pokolenie trafiali do Slytherinu, a ty to zmieniłaś. Niedobrze, Lily Lennox. To właśnie dlatego jesteś taka ważna.
Po jego wypowiedzi zapadła cisza, którą przerwał mój śmiech.
- Dobry żart, możesz już powiedzieć prawdę.
- Ario, zaprowadź pannę Firechild do jej 'komnaty' i przekonaj ją, że to prawda. Przy okazji naucz ją posłuszeństwa.
- Oczywiście Panie - powiedziała oszołomiona brunetka.
Widać było, że Voldemort dopiero teraz podzielił się tą nowiną ze swoimi sługusami, ponieważ oni też byli zaskoczeni.
- Teraz jesteś zdana tylko na mnie, 'słoneczko' - wysyczała mi do ucha, kiedy wyprowadzała mnie przez wielkie wrota, wykręcając mi rękę i wbijając różdżkę w plecy pomiędzy łopatki.

Następnego dnia w Hogwarcie
Szóstka uczniów stała w gabinecie dyrektora.
- Więc mówicie, że jej bagaż przyjechał? - zapytał po raz tysięczny Dumbledore.
- Tak, ale ona zniknęła.
- Mhm - westchnął zamyślony dyrektor - czyli coś musiało wydarzyć się, zanim pociąg odjechał. Pozostali prefekci twierdzą, że przez całą drogę nie zobaczyli jej ani razu, a kilka razy patrolowali cały pociąg.
- Na litość Boską - zdenerwowana profesor McGonagall wyrzuciła ręce w powietrze - szukajmy jej, a nie po raz steny analizujemy przebieg wydarzeń!
- Ma Pani rację. Chłopcy, biegnijcie po pana Filcha, profesor Mcgonagall, niech Pani zawiadomi wszystkich profesorów oraz rodziców panny Evans, a wy dziewczyny idźcie do dormitorium.
- My też chcemy pomóc! - zawołały jednocześnie.
- Najlepiej pomożecie, gdy nie będziecie przeszkadzać. Chłopcy, wy też zaraz po tym macie znaleźć się w dormitorium! Nie żartuję!

Przygnębione Ann i Dorcas siedziały w pustym dormitorium. Ich dwie współlokatorki są na lekcjach, a Lily wiadomo. Nagle do środka wpadli Huncwoci, głośno się kłócąc.
- A wy co tu robicie? - zapytała zła blondynka.
- Nie wiem jak wy, ale my zamierzamy szukać Lily - powiedział James, jakby to wszystko wyjaśniało, w międzyczasie siadając na łóżku Evans. Gdyby tylko ona to widziała... Dorcas wywróciła oczami.
- Ale McGonagall mówiła...
- Wiem co mówiła, ale nie będę siedział na tyłku i gapił się w ścianę, kiedy ona jest nie wiadomo gdzie! - wykrzyknął Rogacz.
- A my z nim - powiedział smętnie Remus.
Zbliżała się pełnia, a on z każdym dniem tracił siły. Zrobił się chorobliwie blady i nieziemsko zmęczony. Przeklinał tę przypadłość, ponieważ przez nią nie mógł uczestniczyć w poszukiwaniach przyjaciółki tak jakby chciał. Jego towarzysze najwyraźniej zapomnieli o tym, a on nie chciał im przypominać i niepotrzebnie odciągać od szukania Lily. Jednak nikt w pokoju zdawał się tego nie zauważyć.
- No dobra, ale jak zamierzacie to zrobić? - zapytała brunetka - Przecież nauczyciele zaraz zaczną węszyć.
- Dlatego zrobimy to po naszemu - powiedział Syriusz z błyskiem w oku sięgając do tylnej kieszeni spodni - drogie panie, oto Mapa Huncwotów.

~~~~~~~~~
*ale to głupio brzmi xd
I wreszcie, długo oczekiwany rozdział!
Niestety jest też zła wiadomość. Na przełomie lipca i sierpnia byłam na koloni, a gdy z niej wróciłam okazało się że na dwa ostatnie tygodnie sierpnia mama załatwiła mi kolejny wyjazd. Podczas tego czasu planowałam napisać kilka rozdziałów w przód, ale nie udało się. Wiecie, że tam nawet nie było WiFi (!) tylko przy recepcji, ale i tak czasami te wredne sprzątaczki wyłączały. W dodatku wróciłam w sobotę, tuż przed rozpoczęciem, także ten... z rozdziałami jestem na czysto, nie mam nawet tytułu następnego.
Tak, wiem notka miała być 11 września, ale nie dałam rady skończyć. Dopiero dwa tygodnie szkoły, a już miałam dwa testy kompetencji, bieg na 60 metrów + tony pracy domowej (Ech!).
No, to chyba tyle ze spraw orgnizacyjnych.
A, i jeszcze: nie wiem kiedy będzie następna, ale postaram się ją dodać jak najszybciej!
Enjoy!
PS Odpowiedź na jeden komentarz (wprawdzie odpowiedziałam, ale jakoś nie chce się wyświetlić): nie, nie porzuciłam tego bloga, tylko zrobiłam sobie przerwę i w czasie jej chciałam napisać kilka rozdziałów, ale jak napisałam wyżej, nie udało się ;(
EDIT  z dnia 29.12.2014
Jak coś, to zmieniłam nazwisko Lily z Firechild na Lennox

2 komentarze:

  1. Nazwisko Lily wzięłaś z Darów Anioła ?
    PS. Kiedy następny rozdział

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze mówiąc, gdy pisałam ten rozdział byłam tuż po przeczytaniu ostatniej części Darów i jedyne o czym mogłam myśleć, to właśnie ta książka, więc... Nie ma się co dziwić xd
      Następny rozdział jest już prawie napisany i pojawi się prawdopodobnie jutro ;)

      Usuń

Komentarz = Szacunek dla autora
Komentarz = Więcej motywacji
Komentowanie nie boli! Pamiętajcie...