wtorek, 20 maja 2014

3. Wigilia z zapowiedzianą niespodzianką

Dedykuję ten rozdział Monice, 
którą udało mi się zarazić Potterhead.
Jeaa, ja wszystko potrafię XD
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Ostatnie dni u nas w domu były nie do przeżycia. Nam, to znaczy mi, Petunii i tacie, nie wiem jakim cudem, ale się udało. Mama wpadła w wir świątecznych przygotowań i nas też próbowała wciągnąć. Przez to ciągle musieliśmy mieć coś do roboty albo tak jak ja, często wychodzić z domu. Raz nawet spotkałam Kurta. Właśnie stałam przed lustrem w naszej łazience i wkładałam w dziurki w uszach małe kolczyki-perełki. Z dołu dobiegł mnie krzyk mamy, żebym się pospieszyła. No tak, za 15 minut mają się zejść goście. Jeszcze tylko ostatni raz przejrzałam się w lustrze i psiknęłam się moimi ulubionymi perfumami. Byłam ubrana w kremową sukienkę, czarną marynarkę i czarne, baaaaaaardzo wygodne koturny. Na szyi miałam wisiorek z serduszkiem, a w uszach wyżej wspomniane kolczyki. Paznokcie pomalowałam na czarno, wytuszowałam rzęsy i pomalowałam usta. Włosy wyprostowałam i podpięłam je czarnymi kokardkami. Wyglądałam znośnie. Wyszłam z łazienki i zbiegłam po schodach, o ile można tak powiedzieć, zważając na moje obuwie. Stanęłam w przedpokoju w chwili, kiedy rozległ się dzwonek do drzwi.
- Otworzę! - wrzasnęłam na cały dom.
W wejściu stali rodzice mojego taty. Wpuściłam ich, a po chwili zaprowadziłam do salonu. Mama wychyliła głowę zza drzwi, żeby sprawdzić kto przyszedł.
- Może ci pomóc? - zapytała się babcia.
- Nie, nie. Nie trzeba - powiedziała szybko mama, po czym schowała się do kuchni.
Ona, jak to ona, uwielbiała wszystko robić sama. Uważała, że tylko w ten sposób wszystko będzie dopięte na ostatni guzik. Niestety często musiała jednak przyjąć czyjąś pomocną dłoń, bo nie starczało jej czasu, ale najwyraźniej teraz miała wszystko gotowe. Nie to, żebym narzekała.
- To może ja jednak pójdę zobaczyć, czy na pewno nie trzeba jej pomóc, a wy... no nie wiem, pooglądajcie telewizję? -zapytałam niepewnie, bojąc się, że babcia będzie chciała wydusić ze mnie opowieści o szkole.
- Nie wygłupiaj się. Przecież powiedziała, że nie trzeba. Zostań z nami i poopowiadaj co tam u ciebie, póki nie ma reszty.
No właśnie. Tylko rodzice, dziadkowie i Petunia wiedzieli prawdę o moich 'zdolnościach'. Reszta była przekonana, że chodzę do prywatnej szkoły z internatem, w małej wsi gdzieś w Szkocji.
- Och, dobrze. To co chciałabyś wiedzieć? - spytałam, siadając ze zrezygnowaniem obok niej na kanapie. Nie cierpię opowiadać o sobie i o magii.
- Hmm.... Może o lekcjach? Jak sobie radzisz?
- Dobrze. Mam same Wybitne, to takie jakby szóstki. Moimi ulubionymi przedmiotami są Transmutacja i Zaklęcia,  chociaż po zastanowieniu lubię też Eliksiry, tylko nauczyciela nie za bardzo. Uwierzysz, że zaprosił mnie do jakiegoś tam 'Klubu Ślimaka'?
- Ahh, chciałabym zobaczyć jak czarujesz, ale wiem, że to na razie niemożliwe. Wybacz, ale mimo wszystko nadal nie mogę w to uwierzyć. To się chyba zmieni, kiedy zobaczę jakiś dowód.
- Już niedługo. W końcu w styczniu mam 17 urodziny, więc w wakacje zobaczysz - zaśmiałam się trochę nerwowo.
Od dalszej rozmowy uratowała mnie reszta rodziny oraz Dursley'owie wchodząc do salonu. Podzieliliśmy się opłatkiem i usiedliśmy do stołu. Kolacja przebiegała w spokoju (dzięki Bogu), tylko trochę sztywno. Sytuację ratowała Eliza, moja kuzynka z Australii i Stan, mój kuzyn z Irlandii. Siedziałam prosto, słuchając nudnej rozmowy i głupich żartów i grzebiąc w talerzu, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Szybko poderwałam się od stołu i pobiegłam otworzyć drzwi. Nikt nie zauważył mojego wyjścia, no oprócz mamy. Nacisnęłam klamkę i otworzyłam szerzej oczy ze zdumienia.
- Niespodzianka!
- Co wy tu robicie do cholery?!
- Nie cieszysz się Liluś? A tak poza tym wyglądasz ślicznie - powiedział Potter.
- Ugh...
- Przecież uprzedzałem - dopowiedział Black.
- Niby kiedy? Bo jakoś nie pamiętam - spojrzałam na niego wyczekująco.
Wrzało we mnie jak w ulu i mogę się założyć, że zrobiłam się czerwona. Ja ich kiedyś zabiję! A może nie kiedyś a dziś! Moje szanowne rozmyślania na temat ich śmierci przerwał Black.
- No na stacji. Mówiłem ci o niespodziance - zdenerwował się.
- Aaaaa... Chwila. Ale co wy tu robicie?! Na litość Boską, jest przecież Wigilia. Czemu nie siedzicie w domu z rodziną? - miałam coraz większą ochotę zadźgać ich plastikową łyżeczką.
- No bo moi rodzice mieli na dziś zaplanowaną jakąś akcję, no i kiedy się o tym dowiedzieliśmy, od razu pomyśleliśmy o tobie, Liluś - wyszczerzył się przygłup numer jeden.
- A od kiedy wiecie? - zapytałam podejrzliwie.
Nie ma co, ze mnie jednak jest czwana bestia.
- Noo... Od jakiegoś miesiąca? Może więcej.
- I nie pomyśleliście o tym, żeby mnie najpierw poinformować o waszych planach?!
- Myśleliśmy, ale stwierdziliśmy, że jeśli ci powiemy, to nie przyjmiesz tego za dobrze.
- Grrr... Idioci - warknęłam - to wy w ogóle umiecie myśleć?
Potter zrobił obrażoną minę i założył ręce na piersi, a Syriusz otworzył buzię, żeby coś odpyskować, ale do przedpokoju wpadła moja mama.
- Lily, może wpuścisz swoich kolegów do środka? - zapytała, raz po raz spoglądając to na tych bałwanów, to na mnie, z dziwnym błyskiem w oku.
Zaczynałam jej się trochę bać.
- Właśnie, może nas wpuścisz Liluś? - powiedział Potter z cwanym uśmieszkiem.
Chcąc nie chcąc przepuściłam ich do przedpokoju. Wypłosz gdy tylko wszedł, podszedł do mnie i obejmując mnie jedną ręką, drugą poczochrał mi włosy, mówiąc:
- No nie gniewaj się już.
Huncwoci zdjęli kurtki i buty, po czym wparowali do jadalni, gdzie wszyscy siedzieli. Każdy patrzył na nich w milczeniu ze zdziwionym wyrazem twarzy, aż w końcu przełamałam tą niezręczną ciszę.
- To jest James Potter i Syriusz Black. Chodzą ze mną do szkoły, do jednej klasy. Ich rodzice musieli dziś niespodziewanie iść do pracy, a że ja mieszkam najbliżej z naszych znajomych, postanowili wpaść - szybko wymyśliłam jakąś historyjkę. Wszyscy się na nią nabrali, za to moja siostra, która badała ich wzrokiem, na przemian bladła i zieleniała. Na jej twarzy widziałam zazdrość, niedowierzenie i chyba zawstydzenie. Babcia zamrugała zdziwiona, patrząc na nich z fascynacją, a mój tata co chwila łypał na nich morderczym i zarazem podejrzliwym wzrokiem, ale nic nie powiedział. Do końca kolacji był dziwnie cichy. Dursley'owie nic nie robiąc sobie z całego zamieszania powrócili do nudnej rozmowy o jakichś ich znajomych. Już wiedziałam, że ta Wigilia będzie niezapomniana.
~~~~~~~~~
Przepraszam że tak późno, ale miałam drobne problemy z laptopem, czego skutkiem jest brak Libbre Office, czy innego czegoś.
Inną sprawą jest moje lenistwo. Rozdział od dwóch tygodni miałam napisany w zeszycie, ale nie chciało mi się go przepisywać. Dopiero dziś się za to zabrałam.
Następny rozdział nie mam zielonego pojęcia, kiedy zawita na tym blogu.
I ostatnia sprawa: chciałam wam zaprezentować mojego drugiego bloga.
Także proszę o fanfary i werble, a oto i on:

Będę wdzięczna za komentarze.
Enjoy ;*

1 komentarz:

Komentarz = Szacunek dla autora
Komentarz = Więcej motywacji
Komentowanie nie boli! Pamiętajcie...