środa, 26 lutego 2014

1. Skutki rozmów z Huncwotami cz.2

Wracając do przedziału myślałam o... Właściwie to sama nie wiem. Jakieś króliki, tęcze i jednorożce.
- A tak właściwie, to po kiego grzyba, mówiłyście z tymi przerwami? - zapytałam.
Dziewczyny popatrzyły na mnie jak na osobę która zaczęła tańczyć makarenę w Wielkiej Sali na stole nauczycielskim w porze obiadu. Skąd mi się biorą właściwie takie pomysły?? Ann i Dorcas mają na mnie zdecydowanie zbyt wielki wpływ. Ooo tak zbyt wielki. Ale właściwie nie byłby to taki zły pomysł. I gdyby jeszcze zrobili to Ślizgoni. Hmm... Ale powróćmy teraz z krainy fantazji do świata żyjących.
- Co? - spytała przymulona Dor.
- No wtedy, co tak zabawnie przerywałyście!
Właściwie sama nie wiem, po co się o to zapytałam. Przecież to było dobre 10 min więcej! Głupia ja mogła się o to pytać wcześniej, a nie teraz. No cóż, widać że nie tylko głupotę przejęłam od mych uroczych współlokatorek.
- Aaaa, to. Przecież ja, znaczy się MY - poprawiła się po morderczym spojrzeniem Dorcas, kładąc nacisk na ostatnie słowo - budowałam dramaturgię chwili, w której to, jakże kochane...
Ach, Ann i to jej poczucie humoru. Wprost uwielbiam. Czujecie ten sarkazm, prawda?
- Ann... Ann!... ANN!
Ta to jak wpadnie w trans krasomówczy, za skarby świata jej nie wyrwiesz. Chyba że... Do mojej rudej główki wpadł szatański pomysł.
- Remus idzie! - krzyknęłam.
Blondynka spojrzała na mnie zamglonym wzrokiem, nie bardzo wiedząc co się dzieje. Jednak
 już po chwili zaczęła ogarniać. W tempie natychmiastowym postanowiłam udać się do naszego przedziału, unikając przy tym ciosu Ann. Dorcas wpadła tuż za mną, a na samym końcu zaszczyciła nas swoją obecnością rozwścieczona blondyna. Najwyraźniej postanowiła zignorować mnie jak i brunetkę, gdyż usiadła pod oknem biorąc do ręki porzucony wcześniej egzemplarz "Czarownicy" i zanurzając się w lekturze. Ja natomiast przeróżnymi zaklęciami próbowałam otworzyć nieszczęsny koszyk z kotką w środku, który podała mi zrezygnowana brunetka. Ona w tym czasie zajęła się malowaniem sobie paznokci. No jasne, zawsze ja mam harować!
- Dziewczyny, nie chcę nic mówić, ale za 15 minut będziemy w Londynie. To chyba najwyższa pora, żeby się przebrać w ubrania mugoli, prawda?
Słysząc te słowa poderwałyśmy się z siedzeń i zaczęłyśmy przewracać nasze kufry do góry nogami, szukając naszych ciuchów. Jednak coś mi tu śmierdziało. Skoro Ann siedzi przy oknie i czyta, Dorcas maluje paznokcie, a ja męczę się z koszykiem brunetki, to znaczy że...
- Potter! - wrzasnęłam - co TY robisz w NASZYM przedziale? - zapytałam, dobitnie akcentując drugie i piąte słowo.
- Nie bulwersuj się tak Liluś. Przyszedłem wam przypomnieć o przebraniu się, bo jak to inteligentnie stwierdził Remus i tu, uwaga, cytuję "dziś tyle się działo, a dziewczyny pewnie się zajmą babskimi rzeczami i zapomną o tej ważnej czynności zwanej przebraniem się, więc James, idź i im o tym przypomnij, zarazem odświeżając im pamięć co do naszego małego zakładziku".
- Nie powiedział tak.
- No dobra, on powiedział to mniej poetyckim językiem, a to o zakładzie dodał Syriusz.
-Ha, wiedziałam! A tak po za tym nie Liluś i dobrze o tym wiesz Potter. Jednak mimo wszystko dziękujemy - w tym momencie gęba wypłosza się rozpromieniła - a teraz wyjdź, bo chcemy się przebrać. Na co czekasz? Wynocha Potter!
- Och, to już nie przeszkadzam. Do zobaczenia po świętach.
Po jakże czarującej wizycie przygłupa przebrałam się w zwykłe rurki, cieplutki sweter, szary płaszczyk i kozaczki. Chwilę później stałam na stacji, żegnając się z dziewczynami.
- To pa dziewczyny, moi rodzice czekają po drugiej stronie.
- Ok, papa.
- No to całuski.
Zrobiłyśmy jeszcze grupowego przytulaska i po chwili ciągnęłam moją walizkę i klatkę z sową Marge w stronę przejścia do świata mugoli. Już miałam przechodzić przez barierkę, kiedy zatrzymał mnie jakiś głos.
- Evans! Chcę ci coś powiedzieć! Nie pędź tak! - o dziwo był to Black.
- Czego chcesz? - warknęłam w jego stronę.
- Nie warcz tak, bo ci kaganiec założę.
- O ile dobrze wiem, to ty masz ksywkę Łapa.
- Niby tak, ale to ty cią...
- Dość! Mów czego chcesz. No chyba że chciałeś mnie tylko zdenerwować przed świętami. Jeśli tak to gratulacje, udało ci się.
-Chciałem ci tylko powiedzieć, że z okazji świąt mam dla ciebie wyjątkowy i niepowtarzalny prezent. Mówię ci, nie do odrzucenia! Wiesz święta, czas dobroci i wybaczenia itd. Otrzymasz go w Wigilię.
- I tylko to chciałeś mi powiedzieć? - zirytowana przewróciłam oczami.
- No wiesz, żebyś przypadkiem nie padła na zawał kiedy go otworzysz - rzekł oburzony -a, właśnie, prawie bym zapomniał. James kazał ci przekazać, że cię kocha.
- Ja go kiedyś zabiję - westchnęłam.
Black zachichotał.
- Muszę już iść. Wesołych świąt! - powiedział uradowany i odmaszerował w sobie tylko znanym kierunku.
- Wesołych. - mruknęłam za nim.
Po 5 minutach stałam już na mugolskiej stacji i wypatrywałam rodziców. Nigdzie nie mogłam ich znaleźć. Głupi Black! No i po co mnie zatrzymywał?! Ach tak, żeby pogadać o głupotach i mnie zdenerwować! To mu się udało świetnie! Jednak moje myśli krążyły wokół tego tajemniczego prezentu. Pochłonięta swoimi rozmyślaniami nie zauważyłam, kiedy podeszli do mnie moi rodzice, przez co przestraszyli moją skromną osobę.
- Lily! - wykrzyknęła Stella Evans - jak ja się za tobą stęskniłam! Chodźno tu i przywitaj się ze starą matką!
- O Boże, nie straszcie. - złapałam się za serce.
Tata zachichotał zadowolony.
- No widzisz, od tylu lat próbuję cię przestraszyć i nareszcie mi się udało.
Po chwili razem szliśmy w stronę naszego samochodu.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Słów: 897
Nie jestem zadowolona z końcówki ;(  Nie wiedziałam też czy umieszczać tu rozmowę Lily i Syriusza bo wydawała mi się jakaś taka sztuczna. No ale nic. Jest bo jest.
Liczę na komentarze ;)
Enjoy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarz = Szacunek dla autora
Komentarz = Więcej motywacji
Komentowanie nie boli! Pamiętajcie...