wtorek, 21 stycznia 2014

1. Skutki rozmów z Huncwotami cz.1


Sześć miesięcy wcześniej

Weszłam do przedziału, w którym siedziały już Dorcas i Ann. Pierwsza z nich zacięcie próbowała uwolnić swoją kotkę z koszyka, który za nic nie chciał się otworzyć. Byłam prawie pewna że to jest wina Huncwotów. Druga z dziewczyn siedziała na swoim miejscu i z zainteresowaniem czytała najnowszy numer „Czarownicy”. Z tego co udało mi się zobaczyć ze swojego miejsca było to, że na okładce znajdował się przystojny blondyn z ciemnymi oczami. „Wywiad ze wschodzącą gwiazdą sportu! Dowiedz się co go interesuje u dziewczyn, a czego nie cierpi!” głosił napis na dole strony. Tak, to na pewno artykuł o najnowszym ścigającym Strzał z Appleby*. Tylko jak on się nazywał? Chyba Alex Chase, albo coś takiego. W sumie co mnie to interesuje? Rozmyślania przerwał mi wybuch dochodzący z korytarza. Mogę się założyć, że stoją za tym największe pacany w szkole. Wyszłam z przedziału i to co zobaczyłam przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Tuż przed naszymi drzwiami stało czterech chłopaków w nadpalonych szatach, usmolonych twarzach, błyskiem w oku i z huncwockim uśmiechem na ustach. Wagon wyglądał nie lepiej. Zasłonki w oknach były całe czarne od sadzy, po podłodze walał się popiół, a wszystkie szyby w drzwiach do przedziałów były po prostu... no cóż, popękane. To cud że okna nie zostały powybijane. Z innych przedziałów zaczęły wychylać się głowy uczniów, zaniepokojonych hałasem. Zapewniłam ich, że nie wydarzyło się nic poważnego. Po chwili na korytarzu zostaliśmy sami. Pokręciłam głową z politowaniem. Czy oni naprawdę, wszędzie gdzie się pojawią, muszą coś zniszczyć? Zaczęły zbierać się we mnie, z oczywistym uzasadnieniem, nieskończone pokłady złości. Ani jedna, powtarzam ANI jedna, podróż w tym pociągu nie przebiegła spokojnie. Jednym razem wypuścili całe stado żab, które powłaziły, dosłownie, wszędzie: do kufrów, szat, czy nawet czapek. Kiedy indziej zaczarowali wszystkie drzwi, żeby nikogo nie wypuszczały, tak więc spędziliśmy około godziny w stojącym pociągu, zanim ktoś nie znalazł przeciw zaklęcia. Dziś, z tego co zauważyłam, próbowali odpalić magiczne fajerwerki, tyle, że coś poszło nie po ich myśli.
- Odstraszasz nam publikę... - zauważył kwaśno Potter- … ale Liluś, jeśli...
- Co wyście zrobili?! - wrzasnęłam.
Już dawno cały mój dobry humor uleciał na inną planetę. Szczerze, gdyby się dało, a się nie da, już dawno byłabym na Marsie. Chociaż nie, Wenus bardziej by mi pasował, w końcu podobno stamtąd pochodzą kobiety.
- Oho, zacznie się. - mruknął pod nosem Black.
- Skoro masz tyle do powiedzenia – uśmiechnęłam się słodko – to wyjaśnij co tu się stało, do cholery! - wrzasnęłam porzucając wcześniejszy ton.
Co jak co, ale cierpliwości to ja nie mam. A może mam, tylko schowaną głęboko we mnie i nie chce mi się jej szukać? W każdym razie czułam, że teraz na pewno ulotniła się wraz z moim dobrym humorem.
- Ahh – westchnął przeciągle – trochę nam się nudziło i...
- I postanowiliście wysadzić pociąg?! - przerwałam mu niezbyt delikatnie.
W tej chwili zorientowałam się że moje urocze przyjaciółki nie wyszły z przedziału razem za mną. Co one, ogłuchły? Nawet jeśli nie usłyszały wybuchu, to przecież moje wrzaski musiały dobiec do ich uszu. Obie wyszły, tak jakbym je zawołała. Wygląda na to że jednak słyszały, o czym mówiliśmy, bo nie były zbytnio zadowolone.
- Nooo, można tak powiedzieć.
- Potter, jeśli nie masz nic mądrego do powiedzenia, to nie odzywaj się, ja cię proszę.
- Ona jest gorsza od McGonagall. - szepnął któryś nieudolnie.
Chyba nie miałam tego słyszeć. Upss, niestety usłyszałam. Teraz wpadłam w prawdziwą furię.
- JA?! Sztywna jak McGonagall?!
- To udowodnij że jednak taka nie jesteś. - odparował bezczelnie wypłosz.
No trzymajcie mnie, ja mu chyba oczy wydrapię! Chociaż nie. Szkoda byłoby mi moich pazurków. Nie dawno zrobiłam sobie mini spa dla paznokci i pomalowałam je na piękny morski kolor. Niestety nie dło powiedzieć się, że moja twarz też ma piękny kolor. Właśnie byłam czerwona ze złości. Dziewczyny za moimi plecami też wyglądały jak buraki, ale nie tak jak ja ze złości tylko ze śmiechu. Wprost dusiły się od głupawki.
- Po powrocie do Hogwartu urządź imprezę dla wszystkich Gryfonów, Puchonów i Krukonów od czwartej klasy wzwyż. Na naszą pomoc nie licz. Wszystko zrób SAMA. Ewentualnie mogą ci pomóc Ann i Dorcas – powiedział z uśmiechem mówiącym, iż jest pewien że odmówię - Ciekawe tylko skąd weźmiesz jedzenie, picie i alkohol. - dodał kpiąco, unosząc brew w wyrazie powątpienia.
- Po co mam organizować imprezę, skoro sami zrobicie to o niebo lepiej?
- Ty niczego nie rozumiesz, niby taka mądra, a jednak... Chodzi o to, żeby przekonać się, czy jesteś dziewczyną, z którą możemy się pokazywać, czy tylko siedzisz przy książkach.
- Black! - krzyknęłam, jednocześnie z Potterem.
- Liluś tak czy siak będzie się z nami pokazywała, oczywiście jako moja dziewczyna!
- W marzeniach!
- Marzę o tobie i dobrze o tym wiesz.
Założyłam ręce na piersi. O co to, to nie. Nie będziesz mi tu kochany wygrywał potyczek słownych. Właściwie, to kiedy przeszliśmy na ten temat? Serio, nie jestem pewna. Oświećcie mnie. Podjęłam decyzję.
- Dobra – tu zdziwiłam czterech gryfonów – ale mam nadzieję, że zapomną o tym przez te dwa tygodnie. - mruknęłam cicho, tak aby nie dosłyszeli.
Najwyraźniej jednak przeceniłam swoje możliwości, co do szeptania.
- Evans, my nie zapominamy. - powiedział Black.
A właściwie, to co on, ich adwokat? Cały czas tylko on się odzywa, tak jakby inni zapomnieli, po co mają języki w gębie. Nie, przepraszam, Potter parę razy wcisnął jakąś bezsensowną uwagę. Należą mu się gratulacje. No dalej: hip hip hurra, na jego cześć. Nie wstydźcie się. Nie będę się śmiała.... aż tak bardzo. Tak wiem jestem wredna.
- Właśnie kochanie! - wydarł się wypłosz.
- POTTER! - wrzasnęłam z furią, lecz ich już nie było, a dziewczyny dusiły się ze śmiechu.
- No fajnie, że mam wsparcie w najlepszych przyjaciółkach – westchnęłam z frustracją.
- No prze-epra-aszam, a-ale...
- Jeste-eście-e ta-acy za-abawni-i.
Kończyły jedna za drugą, niezdolne do porządnej wypowiedzi, ponieważ obie trzęsły się ze śmiechu.. Czasami zastanawiam się, czy przypadkiem możemy czytać sobie w myślach. No wiecie, BFF, prawie że siostry itd. Właściwie to jesteśmy siostrami bez więzów krwi, lub, jak to mówi Dorcas – z innymi rodzicami.
- Ale pomożecie mi, co nie? - zrobiłam słodką minkę.
Przynajmniej wydawało mi się, że zrobiłam. Nie wnikam. Szczerze mówiąc nie potrzebowałam pomocy, ale nie chciałam wzbudzać podejrzeń. Że niby cichutka Lily Evans urządza najlepszą imprezę w dziejach Hogwartu? Nie ma mowy, nikt by tego nie przełknął. Ale z ich pomocą? Kto wie... Zresztą nie będę się rozpisywać, nie ma sensu, a wszystko może kiedyś wyjaśnię. Mogę, ale nie muszę.
- No jasne, że nie...
Zrobiłam smutną minkę.
- … że nie przepuścimy takiej okazji. - dokończyła Dorcas.
- Uff, ale stracha mi napędziłyście. A właśnie... - i trzepnęłam Ann w ramię.
- Za co to? - spytała z (udawanym) oburzeniem.
- Za wszystko – pokazałam jej język.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Słów: 1128
Przepraszam, że krótko, ale mam teraz nawał roboty związanym ze szkołą. 
Druga część będzie trochę dłuższa.
ALE NIGDY NIE WIERZCIE W MOJE OBIETNICE!
Mam nadzieję, że się podobało.
Enjoy!

2 komentarze:

  1. Kurczę, padłam. Wręcz uwielbiam to opowiadanie :D
    Świetny styl pisania - bezbłędnie wcieliłaś się w Lilkę ;D
    Syriusz - adwokat <3
    Podoba mi się c; Czekam na kolejny rozdział! ;3
    Masz świetny, lekki styl pisania, a nutka humoru bez przerwy panoszy się po tekście, więc tym lepiej dla historii ;D
    Jeśli jest taka możliwość - powiadom mnie o r2, bo nigdzie nie widzę opcji zaobserwuj :/
    Pozdrawiam i życzę weny ;3 ~ no-rules-in-my-world.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, tak, ja również boleję nad brakiem opcji zaobserwowania...
    W ogóle, szczególnie gustuję w historiach z narracją pierwszoosobową - nadaje większą głębię przedstawianym wydarzeniom! <3 Szkoda, że mało osób ją stosuje, ale wiem, że jest trudniejsza od tej "zwyczajnej".
    Naprawdę boję się imprezki stworzonej przez tak radykalną osobę jak Twoja Lily... Ciekawa jestem, co z tego dalej wyniknie i jakoś nie wierzę, by Huncwoci dali się oprzeć pokusie, aby nie wpaść i nie "pomóc" trochę Lily. Choć nie jestem pewna, bo ta zabawa jest najwyraźniej sprawdzianem dla panny Evans.
    Cóż, zamierzam się tego dowiedzieć.
    ~ Kyass

    PS.: Mika, wybacz, ale męczy mnie pewna kwestia. Porzuciłaś bloga czy tylko myślisz nad następnym rozdziałem? Przepraszam za wścibskość ;)

    OdpowiedzUsuń

Komentarz = Szacunek dla autora
Komentarz = Więcej motywacji
Komentowanie nie boli! Pamiętajcie...