Sześć
miesięcy wcześniej
Weszłam do przedziału, w którym siedziały już Dorcas i Ann.
Pierwsza z nich zacięcie próbowała uwolnić swoją kotkę z
koszyka, który za nic nie chciał się otworzyć. Byłam prawie
pewna że to jest wina Huncwotów. Druga z dziewczyn siedziała na
swoim miejscu i z zainteresowaniem czytała najnowszy numer
„Czarownicy”. Z tego co udało mi się zobaczyć ze swojego
miejsca było to, że na okładce znajdował się przystojny blondyn
z ciemnymi oczami. „Wywiad ze wschodzącą gwiazdą sportu! Dowiedz
się co go interesuje u dziewczyn, a czego nie cierpi!” głosił
napis na dole strony. Tak, to na pewno artykuł o najnowszym
ścigającym Strzał z Appleby*. Tylko jak on się nazywał? Chyba
Alex Chase, albo coś takiego. W sumie co mnie to interesuje?
Rozmyślania przerwał mi wybuch dochodzący z korytarza. Mogę się
założyć, że stoją za tym największe pacany w szkole. Wyszłam z
przedziału i to co zobaczyłam przeszło moje najśmielsze
oczekiwania. Tuż przed naszymi drzwiami stało czterech chłopaków
w nadpalonych szatach, usmolonych twarzach, błyskiem w oku i z
huncwockim uśmiechem na ustach. Wagon wyglądał nie lepiej.
Zasłonki w oknach były całe czarne od sadzy, po podłodze walał
się popiół, a wszystkie szyby w drzwiach do przedziałów były
po prostu... no cóż, popękane. To cud że okna nie zostały
powybijane. Z innych przedziałów zaczęły wychylać się głowy
uczniów, zaniepokojonych hałasem. Zapewniłam ich, że nie
wydarzyło się nic poważnego. Po chwili na korytarzu zostaliśmy
sami. Pokręciłam głową z politowaniem. Czy oni naprawdę,
wszędzie gdzie się pojawią, muszą coś zniszczyć? Zaczęły
zbierać się we mnie, z oczywistym uzasadnieniem, nieskończone
pokłady złości. Ani jedna, powtarzam ANI jedna, podróż w tym
pociągu nie przebiegła spokojnie. Jednym razem wypuścili całe
stado żab, które powłaziły, dosłownie, wszędzie: do kufrów,
szat, czy nawet czapek. Kiedy indziej zaczarowali wszystkie drzwi,
żeby nikogo nie wypuszczały, tak więc spędziliśmy około godziny
w stojącym pociągu, zanim ktoś nie znalazł przeciw zaklęcia.
Dziś, z tego co zauważyłam, próbowali odpalić magiczne
fajerwerki, tyle, że coś poszło nie po ich myśli.
- Odstraszasz nam publikę... - zauważył kwaśno Potter- … ale
Liluś, jeśli...
- Co wyście zrobili?! - wrzasnęłam.
Już dawno cały mój dobry humor uleciał na inną planetę.
Szczerze, gdyby się dało, a się nie da, już dawno byłabym na
Marsie. Chociaż nie, Wenus bardziej by mi pasował, w końcu podobno
stamtąd pochodzą kobiety.
- Oho, zacznie się. - mruknął pod nosem Black.
- Skoro masz tyle do powiedzenia – uśmiechnęłam się słodko –
to wyjaśnij co tu się stało, do cholery! - wrzasnęłam porzucając
wcześniejszy ton.
Co jak co, ale cierpliwości to ja nie mam. A może mam, tylko
schowaną głęboko we mnie i nie chce mi się jej szukać? W każdym
razie czułam, że teraz na pewno ulotniła się wraz z moim dobrym
humorem.
- Ahh – westchnął przeciągle – trochę nam się nudziło i...
- I postanowiliście wysadzić pociąg?! - przerwałam mu niezbyt
delikatnie.
W tej chwili zorientowałam się że moje urocze przyjaciółki nie
wyszły z przedziału razem za mną. Co one, ogłuchły? Nawet jeśli
nie usłyszały wybuchu, to przecież moje wrzaski musiały dobiec do
ich uszu. Obie wyszły, tak jakbym je zawołała. Wygląda na to że
jednak słyszały, o czym mówiliśmy, bo nie były zbytnio
zadowolone.
- Nooo, można tak powiedzieć.
- Potter, jeśli nie masz nic mądrego do powiedzenia, to nie odzywaj
się, ja cię proszę.
- Ona jest gorsza od McGonagall. - szepnął któryś nieudolnie.
Chyba nie miałam tego słyszeć. Upss, niestety usłyszałam. Teraz
wpadłam w prawdziwą furię.
- JA?! Sztywna jak McGonagall?!
- To udowodnij że jednak taka nie jesteś. - odparował bezczelnie
wypłosz.
No trzymajcie mnie, ja mu chyba oczy wydrapię! Chociaż nie. Szkoda
byłoby mi moich pazurków. Nie dawno zrobiłam sobie mini spa dla
paznokci i pomalowałam je na piękny morski kolor. Niestety nie dło
powiedzieć się, że moja twarz też ma piękny kolor. Właśnie
byłam czerwona ze złości. Dziewczyny za moimi plecami też
wyglądały jak buraki, ale nie tak jak ja ze złości tylko ze
śmiechu. Wprost dusiły się od głupawki.
- Po powrocie do Hogwartu urządź imprezę dla wszystkich Gryfonów,
Puchonów i Krukonów od czwartej klasy wzwyż. Na naszą pomoc nie
licz. Wszystko zrób SAMA. Ewentualnie mogą ci pomóc Ann i Dorcas –
powiedział z uśmiechem mówiącym, iż jest pewien że odmówię -
Ciekawe tylko skąd weźmiesz jedzenie, picie i alkohol. - dodał
kpiąco, unosząc brew w wyrazie powątpienia.
- Po co mam organizować imprezę, skoro sami zrobicie to o niebo
lepiej?
- Ty niczego nie rozumiesz, niby taka mądra, a jednak... Chodzi o
to, żeby przekonać się, czy jesteś dziewczyną, z którą możemy
się pokazywać, czy tylko siedzisz przy książkach.
- Black! - krzyknęłam, jednocześnie z Potterem.
- Liluś tak czy siak będzie się z nami pokazywała, oczywiście
jako moja dziewczyna!
- W marzeniach!
- Marzę o tobie i dobrze o tym wiesz.
Założyłam ręce na piersi. O co to, to nie. Nie będziesz mi tu
kochany wygrywał potyczek słownych. Właściwie, to kiedy
przeszliśmy na ten temat? Serio, nie jestem pewna. Oświećcie mnie.
Podjęłam decyzję.
- Dobra – tu zdziwiłam czterech gryfonów – ale mam nadzieję,
że zapomną o tym przez te dwa tygodnie. - mruknęłam cicho, tak
aby nie dosłyszeli.
Najwyraźniej jednak przeceniłam swoje możliwości, co do
szeptania.
- Evans, my nie zapominamy. - powiedział Black.
A
właściwie, to co on, ich adwokat? Cały czas tylko on się odzywa,
tak jakby inni zapomnieli, po co mają języki w gębie. Nie,
przepraszam, Potter parę razy wcisnął jakąś bezsensowną uwagę.
Należą mu się gratulacje. No dalej: hip hip hurra, na jego cześć.
Nie wstydźcie się. Nie będę się śmiała.... aż tak bardzo. Tak
wiem jestem wredna.
- Właśnie kochanie! - wydarł się wypłosz.
- POTTER! - wrzasnęłam z furią, lecz ich już nie było, a
dziewczyny dusiły się ze śmiechu.
- No fajnie, że mam wsparcie w najlepszych przyjaciółkach –
westchnęłam z frustracją.
- No prze-epra-aszam, a-ale...
- Jeste-eście-e ta-acy za-abawni-i.
Kończyły jedna za drugą, niezdolne do porządnej wypowiedzi,
ponieważ obie trzęsły się ze śmiechu.. Czasami zastanawiam się,
czy przypadkiem możemy czytać sobie w myślach. No wiecie, BFF,
prawie że siostry itd. Właściwie to jesteśmy siostrami bez więzów
krwi, lub, jak to mówi Dorcas – z innymi rodzicami.
- Ale pomożecie mi, co nie? - zrobiłam słodką minkę.
Przynajmniej wydawało mi się, że zrobiłam. Nie wnikam. Szczerze
mówiąc nie potrzebowałam pomocy, ale nie chciałam wzbudzać
podejrzeń. Że niby cichutka Lily Evans urządza najlepszą imprezę
w dziejach Hogwartu? Nie ma mowy, nikt by tego nie przełknął. Ale
z ich pomocą? Kto wie... Zresztą nie będę się rozpisywać, nie
ma sensu, a wszystko może kiedyś wyjaśnię. Mogę, ale nie muszę.
- No jasne, że nie...
Zrobiłam smutną minkę.
- … że nie przepuścimy takiej okazji. - dokończyła Dorcas.
- Uff, ale stracha mi napędziłyście. A właśnie... - i trzepnęłam
Ann w ramię.
- Za co to? - spytała z (udawanym) oburzeniem.
- Za wszystko – pokazałam jej język.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Słów: 1128
Przepraszam, że krótko, ale mam teraz nawał roboty związanym ze szkołą.
Druga część będzie trochę dłuższa.
ALE NIGDY NIE WIERZCIE W MOJE OBIETNICE!
Mam nadzieję, że się podobało.
Enjoy!
Kurczę, padłam. Wręcz uwielbiam to opowiadanie :D
OdpowiedzUsuńŚwietny styl pisania - bezbłędnie wcieliłaś się w Lilkę ;D
Syriusz - adwokat <3
Podoba mi się c; Czekam na kolejny rozdział! ;3
Masz świetny, lekki styl pisania, a nutka humoru bez przerwy panoszy się po tekście, więc tym lepiej dla historii ;D
Jeśli jest taka możliwość - powiadom mnie o r2, bo nigdzie nie widzę opcji zaobserwuj :/
Pozdrawiam i życzę weny ;3 ~ no-rules-in-my-world.blogspot.com
Tak, tak, ja również boleję nad brakiem opcji zaobserwowania...
OdpowiedzUsuńW ogóle, szczególnie gustuję w historiach z narracją pierwszoosobową - nadaje większą głębię przedstawianym wydarzeniom! <3 Szkoda, że mało osób ją stosuje, ale wiem, że jest trudniejsza od tej "zwyczajnej".
Naprawdę boję się imprezki stworzonej przez tak radykalną osobę jak Twoja Lily... Ciekawa jestem, co z tego dalej wyniknie i jakoś nie wierzę, by Huncwoci dali się oprzeć pokusie, aby nie wpaść i nie "pomóc" trochę Lily. Choć nie jestem pewna, bo ta zabawa jest najwyraźniej sprawdzianem dla panny Evans.
Cóż, zamierzam się tego dowiedzieć.
~ Kyass
PS.: Mika, wybacz, ale męczy mnie pewna kwestia. Porzuciłaś bloga czy tylko myślisz nad następnym rozdziałem? Przepraszam za wścibskość ;)