-Lily, jeszcze raz - westchnął dyrektor podpierając swoją głowę na dłoni.
Niechętnie skinęłam głową i po raz chyba pięćdziesiąty rzuciłam to przeklęte zaklęcie, z którym za każdym raz było coś nie tak. Właśnie byłam na moich prywatnych lekcjach u Dumbledore'a i siedziałam tu już z półtorej godziny.
- W końcu! - krzyknęłam zadowolona, kiedy czar się udał - Mogę już iść?
- Poczekaj chwilę. Chciałem z tobą o czymś porozmawiać - dyrektor mnie zatrzymał i gestem pokazał krzesło stojące przed jego biurkiem - Co myślisz, o włączeniu twoich przyjaciół, którzy już ukończyli siedemnaście lat do zakonu?
To pytanie kompletnie zbiło mnie z tropu. Nerwowo bawiłam się rękami, które leżały na kolanach i zagryzałam wargę myśląc nad odpowiedzią.
-Um, myślę że to nie jest dobry pomysł. Już lepiej byłoby, gdyby włączył ich pan wszystkich na początku następnego roku szkolnego, bez względu na wiek, ale nie do czynnej służby, coś w rodzaju stażu - odpowiedziałam mu drżącym głosem - Wydaje mi się, że tak będzie łatwiej i dla nich i dla Zakonu.
- No i dla ciebie - dopowiedział Dumbledore - Ale zrobimy, jak mówisz. Szczerze,to chyba wielu członków Zakonu jest tego samego, albo podobnego zdania. To nie zawracam ci już głowy, możesz iść.
Skinęłam głową i po drodze łapiąc swoją torbę wybiegłam z jego gabinetu. Szybko biegłam korytarzami w stronę biblioteki, gdzie mieli być moi przyjaciele i modliłam się w myślach, żeby na nikogo nie wpaść. Niestety, chyba moja modlitwa była ciut za słaba, bo już na pierwszym zakręcie odbiłam się od czyjejś klatki piersiowej.
-Przepraszam - mruknęłam i w tempie ekspresowym zaczęłam zbierać moje rozsypane rzeczy z podłogi wpychając je byle jak do torby.
- Nic się nie stało - usłyszałam znajomy, rozbawiony głosy.
Podniosłam głowę i zobaczyłam przed sobą Damien'a, który bezczelnie się ze mnie śmiał patrząc na mnie z góry.
- I z czego się śmiejesz - burknęłam i podniosłam się z kolan otrzepując szatę - To przez ciebie. Poza tym, co ty tu znowu robisz? - zapytałam unosząc brwi.
No bo dajcie spokój, ale dlaczego on cały czas się tu szwendał. Nie miał pracy, czy co?
-Tak, ja też cię lubię Lily - zaśmiał się i lekko się zbliżył zniżając głos - Dumbledore mnie wezwał, podobno jakaś nagła sytuacja.
-Właśnie od niego wracam i mi ani słowem o tym nie wspomniał - zdziwiłam się.
- Bo mimo wszystko dalej jesteś żółtodziobem - parsknął śmiechem i odsunął się ode mnie czochrając mi włosy - To ja idę.
-Ej! Ty! - wrzasnęłam, ale on już zdążył odejść machając mi ręką przez ramię - Palant - mruknęłam pod nosem i zarzuciłam torbę na ramię.
- Kto jest palantem? - zza zakrętu wyszła grupka moich przyjaciół z moim chłopakiem na czele.
- Ech, nieważne - westchnęłam i podeszłam do James'a - Gdzie idziecie? - zapytałam wspinając się na palce i całując go w policzek.
Byliśmy parą niespełna od tygodnia i wciąż wzbudzaliśmy sensację, ale dla nas wydawało się to naturalne. Z czystym sercem mogę powiedzieć, że byłam w nim szaleńczo zakochana.
- Aww! Nie wiem, czy się do tego przyzwyczaję - zapiszczała Ann i zaklaskała w ręce - Jesteście tacy słodcy!
- Już nie przesadzaj - burknęłam zakrywając twarz włosami, które teoretycznie miały ukryć mój rumieniec - Gotowi do wyjazdu? - zapytałam zmieniając temat.
Marzec się kończył, a przerwa wielkanocna zbliżała się wielkimi krokami. Dziś była środa, a w piątek wieczorem mieliśmy pociąg do Londynu. Jak zwykle mieliśmy wielkie plany, a skończyło się tak, że każdy jedzie do swojego domu i cudem będzie, jeśli choć raz się spotkamy.
- E tam, mamy jeszcze dwa dni - parsknął Syriusz przeciągając się i lekceważąc wszystko.
- Ale ostrzegam cię, w tym roku sami macie się spakować - zawołał Remus doprowadzając do śmiechu mnie, Dor i Ann - Nie śmiejcie się! Wiecie jakie to uciążliwe?
- Ojej, biedny Lunatyk, musi użerać się z tymi kretynami - wysepleniła Dee podchodząc do niego i klepiąc go po głowie.
Uwierzcie mi, ten widok był bezcenny, tak samo jak zbolała mina Lupina.
- Em.. Przepraszam - powiedział nieśmiało jakiś młodszy chłopak, podchodząc do nas - Lily?
- Co się stało? - zapytałam natychmiast poważniejąc.
- Dyrektor prosił, żebyś natychmiast poszła do jego gabinetu, podobno to pilne - powiedział cicho i już go nie było.
- To ja będę leciała - wywróciłam oczami i pomachałam przyjaciołom - Bycie prefektem kiedyś mnie wykończy.
- Będziemy w Pokoju Wspólnym - zawołał za mną James.
- Nie czekajcie! - krzyknęłam i skręciłam w korytarz, z którego przed chwilą wyszłam.
Zdyszana wpadłam do gabinetu Dumbledore'a trzaskając za sobą drzwiami.
- Co się stało? - wycharczałam pochylając się do przodu i opierając ręce na kolanach.
- Myślałem, że będziemy mieli więcej czasu, ale w obecnej sytuacji... - zaczął dyrektor patrząc to na mnie, to na Damien'a - Myślę że będziemy musieli to przyspieszyć.
- Co przyspieszyć? - zapytałam podejrzliwie, prostując się.
- Twoją naukę. Zaklęcie już w miarę opanowałaś, zostało tylko... - mruczał do siebie kompletnie ignorując naszą dójkę.
- Ale o co chodzi? - naciskałam.
- Lily - dyrektor spojrzał mi w oczy - Zostaniesz animagiem. Nielegalnym, w dodatku.
- Że CO?!
__--
Miałam nadzieję, że będzie dłuższy, ale życie lubi robić sobie żarty z ludzi.
W każdym razie wena to suka, a życie... Nawet nie dokończę.
Xxx
Notka taka życiową ;) a rozdział super jak zwykle ;D
OdpowiedzUsuń;D więcej niż 1000 słów
OdpowiedzUsuń