Minęło kilka dni, w tym weekend. Siedziałam kolejną godzinę w bibliotece. Sama. Znowu. Przyszłam tu bez dziewczyn, bo chciałam obejrzeć drzewa genealogiczne znajdujące się w Dziale Ksiąg Zakazanych. O ile się nie mylę, Dorcas właśnie jest na randce z jakimś Puchonem, a Ann odrabia szlaban u Filch'a. Właściwie to dobrze się złożyło, bez żadnych przeszkód mogłam tu siedzieć bez ograniczeń, chyba że ta wredna baba mnie wygoni. Właśnie przeglądałam kolejny stary pergamin, zapisując notatki, kiedy usłyszałam szept.
- Co tu robisz Liluś? - tylko jedna osoba tak do mnie mówiła. Potter.
Podskoczyłam na miejscu zaskoczona i złapałam się za serce, po czym wstałam, odwracając się w jego stronę, tak, że teraz stałam tyłem do stolika.. Teraz temu gadowi udało się, przestraszył mnie.
- Potter! Nie mów tak do mnie! - naskoczyłam na niego, próbując odwrócić jego uwagę od pergaminów, które zbierałam pospiesznie za swoimi plecami - Po za tym masz przepustkę?! - warknęłam.
- Nie potrzebuję czegoś takiego - prychnął - skoro mam coś lepszego - i właśnie w tym momencie uśmiechnął się huncwocko.
O cholera. Właśnie uświadomiłam sobie, że przecież ten człek nie przyszedłby tu bez obstawy i oczywiście własnej woli. Czyli gdzieś tu muszą być Remus i Syriusz. Po chwili dowiedziałam się, gdzie ów panowie się znajdują. Z pod peleryny-niewidki wyłoniła się dłoń Blacka, która zabrała mi wszystkie pergaminy. Ughh, co za palant. W tym momencie bardzo pragnęłam go wydziedziczyć. Łaskawie wylazł z pod peleryny, a tuż za nim szanowny Lunatyk.
- Black, oddawaj! - zrobiłam się cała czerwona (o ile już taka nie byłam) i się zapowietrzyłam.
- E-e - pokiwał mi palcem wskazującym tuż przed nosem - ładnie poproś.
- Nie denerwuj mnie!
- Źle! Powinno być "Kochany Syriuszku, najlepszy przyszywany bracie na świecie, proszę, oddaj mi te pergaminy, a w zamian ja umówię się z twoim przyjacielem Rogaczem i powiem ci, do czego mi..." - sprawdził tytuły pergaminów i zbladł - Lily, do czego ci drzewa genealogiczne tych wszystkich parszywych rodzin?
Nie wiedziałam co powiedzieć. Tymczasem Remus patrzył na mnie podejrzliwie, a Potter z Łapą z niedowierzaniem i ciekawością.
- Nie wasza sprawa! - jęknęłam, ale widząc uniesioną brew Blacka dodałam - Ale jak już musicie wiedzieć, to piszę dodatkową pracę dla profesor Coupe.
- Acha - stwierdził powoli Remus - to my już nie będziemy ci przeszkadzać - powiedział, po czym pociągnął tych dwóch pacanów za rękawy.
Kamień z serca. Już myślałam, że się nie nabiorą, ale dzięki Bogu... Rozłożyłam ponownie pergaminy i się im przyjrzałam. Coś tu nie pasowało, tylko nie wiedziałam co.
Po godzinie stwierdziłam, że i tak już niczego więcej się nie dowiem, więc wstałam, poodkładałam rzeczy na swoje miejsce i wyszłam z biblioteki, jednak coś mi nie dawało spokoju. Ugh, to takie męczące. Weszłam do Pokoju Wspólnego i opadłam na jeden z foteli. Nigdzie nie widziałam Ann i Dor. Pewnie jeszcze nie wróciły. Spojrzałam na zegarek, była dopiero 17. Kolacja dopiero za godzinę, więc zaczęłam pisać wypracowanie na Zaklęcia. No cóż, kiedyś do nauki trzeba się wziąć. Opisywałam właśnie właściwości zaklęcia Homenum Revelio*, gdy przez dziurę weszło kilka osób. Wśród nich zauważyłam Dorcas.
- Hej! Dor! - krzyknęłam, żeby przypadkiem mnie nie przeoczyła.
- O, hej! - ruszyła w moim kierunku.
- Kim jest twój nowy chłopak? - zapytałam, gdy brunetka opadła na fotel stojący koło mojego.
- To David Taylor. Całkiem przystojny, ale potrafi gadać tylko i wyłącznie o swojej byłej dziewczynie Caroline. Więcej się już z nim nie spotkam - dokończyła z zaciętą miną.
- Ty to masz szczęście - parsknęłam śmiechem.
- Kto ma szczęście? - spytała zziajana Ann rzucając torbę obok najbliżej stojącego krzesła i siadając na nim.
- Ja - odpowiedziała Dorcas z kwaśną miną - Umówiłam się z chłopakiem, który gadał tylko o swojej ex.
Ana pokiwała głową.
- Znam to. Zeszły rok, Martin Smith, katastrofa - skwitowała.
Wybuchłyśmy śmiechem. Ja, nie mająca ani krzty koordynacji ruchowej i wdzięku, odchyliłam się niebezpiecznie do tyłu, by po chwili leżeć na podłodze, przygnieciona fotelem. Dziewczyny, które ośmielają nazywać się moimi przyjaciółkami, zaczęły się wręcz dusić. Oczywiście śmiechem.
- A może byście mi tak pomogły?
Wyciągnęły ręce, a ja już po chwili siedziałam tak jak wcześniej.
- Wiecie co ten parszywy, mały gnom kazał mi robić? - Ann zmieniła temat i nie czekając na naszą odpowiedź, kontynuowała - Musiałam wyczyścić cały korytarz na czwartym piętrze, ten, w którym Huncwoci postanowili ostatnio urządzić bitwę na łajnobomby! - jęknęła ze zbolałą miną.
- Biedna jesteś - stwierdziłam z ironią - bo przecież to nie ty im wtedy pomagałaś uciekać przed Filch'em. I w efekcie to ciebie złapał, a nie ich.
- Oj, cicho bądź - burknęła urażona.
- Przy okazji, żebym nie zapomniała. Mama dziś wysłała do mnie list. Nie mogę jechać do ciebie na Wielkanoc, Lilka. Zjeżdża się do nas rodzina, cała rodzina. Podobno w tym roku przypada któraś tam rocznica małżeństwa moich dziadków - brunetka się skrzywiła - Będą przypominać o naszym dziedzictwie.
Dziewczyny coś jeszcze mówiły, ale ich nie słuchałam. Nagle wszystko wskoczyło na swoje miejsce, zaczęło się układać w logiczną całość. Wstałam energicznie zrzucając z kolan kotkę blondynki i wybiegłam z Pokoju Wspólnego krzycząc przez ramię:
- Jesteś genialna Dee! Kocham was!
Jak na skrzydłach biegłam do Sowiarni, wygrzebując w międzyczasie z kieszeni list do rodziców, który miałam im wysłać i pióro.
Zdyszana zatrzymałam się i oparłam o ścianę. Szybko zaczęłam pisać, po czym zadowolona spojrzałam na pergamin.
P.S. Mamo, mogłabyś mi wysłać moje drzewo genealogiczne? Do tylu pokoleń, ile uda ci się odtworzyć. Potrzebne nam to na wróżbiarstwo. Kocham cię!
Teraz tylko zakleić kopertę i... poszło. Uff.
Zdyszana oparłam się o ścianę. Co jak co, ale moja kondycja pozostawia wiele do życzenia. No dobra, weź się w garść Lily! Oderwałam się od kamiennego muru i ruszyłam wolnym spacerkiem do Wieży Gryfonów.
- To nie możliwe... Kruki miały wskazać... Wszystko poszło nie tak... - mruczał pod nosem profesor Iungo, nauczyciel wróżbiarstwa wpadając na mnie - Och, przepraszam panno Evans - mruknął, po czym poczłapał dalej, nie patrząc na mnie.
Po chwili zatrzymał się, obrócił w moją stronę i podszedł do mnie. Oczy obróciły mu się tak, że widać było tylko białka, a jego ręka zacisnęła się na moim ramieniu, tworząc zapewne siniak. Chciałam mu się wyrwać, ale miał stalowy chwyt.
- Postać w kapturze wchodzi do domu. Słychać krzyk i płacz dziecka. Mężczyzna pada jako pierwszy, w obronie żony i potomka. Kobieta, broniąc Wybrańca, zostaje ugodzona zielonym płomieniem. Postać wymierza w płaczące dziecko, lecz coś poszło nie tak... Kruki muszą wskazać miejsce... Szczur zdradził... Przyjaciel zostaje pojmany... Wróg usypia czujność... Nie ufaj im... NIE UFAJ NIKOMU! - krzyczy profesor Iungo, po czym pada na ziemię w drgawkach.
Oniemiała klękam koło niego i próbuję go ocucić. Jego krzyki zwabiły kilku ciekawskich uczniów, których zaraz odsyłam po pomoc. Nagle profesor otwiera oczy i mówi schrypniętym głosem:
- Dawna przepowiednia skryta w szkatule
Prawdziwy przyjaciel o znanym ci tytule
Wróg podstępem dostaje co chciał
Szczur wyjawia wszystko co miał
Kruki prowadzą do wrót tajemnicy
Błysk wiedzy w ciemnej piwnicy
Droga ta prawdy jest kluczem... - W tym momencie profesor się zachłysnął i zdołał wycharczeć jeszcze tylko parę wesetów.
-Rola mężczyzny jest już obsadzona
Rola kobiety ci została powierzona
Wybrańca rodzice zostali wybrani
Choć inni też będą do tego dobrani
By odwrócić przyszłości nurt
Za ptakami ruszajcie znów
Ofiar wiele padnie trupem
W czasie waszych postępów
Jeśli jednak nie uda wam się**
Świat ogarnie strach i... - nagle urwał, by zaraz zaskrzeczeć jeszcze głośniej - Krew, wszędzie krew. Zalewa świat, pożoga rozprzestrzenia sie, tym razem nie wygra, wybierze śmierć. Wybraniec umrze, podąży za starcem!... Śmierć obiegnie cały glob!... Czarna śmierć!... Krew!... Harry... - profesor zemdlał, a z nosa pociekła mu stróżka krwi.
Usłyszałam tupot stóp i poczułam ręce, które odciągają mnie od leżącego mężczyzny. Nic nie czułam, W głowie co i rusz powtarzałam sobie wszystko co powiedział, byle nie zapomnieć.
- Szybko, dajcie mi pergamin i pióro! - wrzasnęłam, a kilka osób się wzdrygnęło - Szybko! Zanim zapomnę!
Jakaś dziewczyna podała mi to, o co prosiłam i nie zważając na nikogo zapisałam wszystko, co powiedział profesor Iungo, mam nadzieję, że słowo w słowo.
- Nic ci nie jest, dziewczyno? - pochyliła się nade mną pani Cure - Jeśli nie to zmykaj do dormitorium. No, już cię tu nie ma!
Prędko pobiegłam do Wieży Gryffingoru. W Pokoju Wspólnym nie było dziewczyn, więc pognałam do dormitorium.
- Nie uwierzycie, co się stało! - krzyknęłam już na progu i nie czekając na odpowiedź zaczęłam wszystko im opowiadać.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ugh, ale ja jestem gołosłowna!
Obiecuję rozdział na 4 stycznia, a dodaję na 22 lutego! Jestem na siebie taka wściekła!
A teraz zacznę się usprawiedliwiać, żeby móc spać w nocy (więc jeśli ktoś to czyta, to niech przygotuje się na długi wykład)
Po pierwsze przez kilka dni miałam problemy z Internetem, więc nawet nie mogłam pisać, ba ja (zupełnie nieodpowiedzialna osoba) piszę od razu tutaj, na bloggerze i nie mam kopi zapasowej na laptopie (ale to się niedługo zmieni).
Po drugie, gdy już miałam Internet w szkole był nawał roboty i z niczym się nie wyrabiałam.
Później były ferie, których połowę spędziłam u babci, a drugą połowę na czytaniu książek i ogólnym obijaniu się.
Następnie przez moją kochaną młodszą siostrzyczkę (czujecie ten sarkazm?) miałam szlaban na komputer i laptopa.
Teraz przejdźmy do Was, moi kochani czytelnicy (o ile ktoś to czyta).
Mam jedno pytanie: Czemu nie komentujecie? Kilka razy chciałam zabrać się do pisania, ale nie widząc nowych komentarzy traciłam swoją wewnętrzną siłe.
Tak więc komentujcie (ciebie też się to tyczy, ty mała wredna jędzo!)
Uff, to chyba tyle.
Mam nadzieję, że się wam spodoba.
P.S. Tak się rozpisałam, że zapomniałam dopisków, tak więc to one:
*Homenum Revelio - ujawnia ludzką obecność w najbliższym otoczeniu
** Tak, to są moje nieudolne rymy (vel częstochowskie). W każdym razie męczyłam się nad nimi około godziny. A tak swoją drogą to ten pomysł (czyli przepowiednia) wpadł mi do głowy po przeczytaniu serii "Czerwień rubinu" (nawiasem mówiąc zarąbista trylogia, którą pochłonęłam w trzy dni) oraz początku "Znaku Ateny".
No, to chyba tyle.
Amen.
Bardzo fajny rozdział. Podobał mi się ten pomysł z przepowiednią.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny
Oj biedna Ann musiała sprzątać cały korytarz na czwartym piętrze. Coś nie mogę uwierzyć że Humcwoci tak łatwo uwierzyli Lily z tym że to dodatkowa praca domowa. Miałaś naprawdę fajny pomysł z tą przepowiednią. Rozdział fajny i przyjemnie się go czytało.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Gabriela Black
A kto powiedział, że Huncwoci jej uwierzyli? :)
UsuńPozdrawiam
Mika xx