sobota, 2 maja 2015

10. Urodzinowe niespodzianki cz.2

-Witajcie, nareszcie dotarłyście - wykrzyknął dyrektor klaszcząc w ręce.
Rozejrzałam się po gabinecie i zobaczyłam mnóstwo ludzi. Nie wiem, jakim cudem pomieścili się wszyscy w gabinecie dyrektora. A może jednak wiem; zaklęcie. Jak przystało na młodą damę grzecznie się przywitałam, na co odpowiedziało mi tylko kilku pomruków. Wzruszyłam ramionami i spojrzałam na Dumbledore'a.
- Mam nadzieję, że wszyscy wiedzą, dlaczego dziś się zebraliśmy - przerwał, patrząc na czarodziejów krótką chwilę. Gdy odpowiedziała mu cisza, uśmiechnął się i kontynuował - Dziś, ta oto młoda czarownica, Lily Evans, osiągnęła pełnoletność. Ale to nie wszystko, dziś panna Evans, jeśli oczywiście zechce, wstąpi do Zakonu. 
Po słowach profesora wybuchła wrzawa. Najwyraźniej nie poinformował ich o szczegółach tego zebrania. Miło dyrektorze. Słyszałam wiele podniesionych głosów, część osób była za, ale zdecydowana większość przeciw. Dumbledore próbował coś wtrącić, ale mu się nie udało. Oczywiście, mógł użyć czarów, ale tego nie zrobił.Czemu? A bo ja wiem, osobiście wymyśliłam trzy teorie. Brzmią następująco:
1. Był na tyle głupi  i zapominalski, że po prostu zapomniał o tej możliwości,
2. Bawiło go obserwowanie kłócących się ludzi i lubił słuchać niestworzonych plotek,
3. Chciał, żebym to ja jakoś zareagowała i się obroniła.
Chyba skłaniam się ku tej trzeciej teorii. Odchrząknęłam, ale nikt nie zwrócił na to uwagi; krzyknęłam, ale tylko parę najbliższych osób obrzuciło mnie nieprzyjemnym wzrokiem. W końcu nie wytrzymałam i wyciągnęłam różdżkę, machnęłam nią i nagle w pokoju zapanowała błoga cisza.
- Teraz, gdy wreszcie jest cicho - zaczęłam głośno mówić, zwracając uwagę członków Zakonu - Może byście tak pozwolili mi coś powiedzieć? - zapytałam arogancko.
Pokiwali głowami, no ale co innego im pozostało? Odczarowałam ich, ale cisza na szczęście pozostało. Plus dla mnie, udało mi się ich zaintrygować.
- Nie znam was. W całym tym pomieszczeniu znam może z cztery osoby i to wszystko. Nie wiem, kto co przeżył, ale wiem jedno: to, co ja przeżyłam. Myślicie, że stoi przed wami głupia smarkula, która myśli, że najważniejszą rzeczą w życiu są chłopaki, zabawa, głupie żarty... I gdybyście poznali mnie miesiąc temu, mielibyście zupełną rację. Ale to, czego niedawno doświadczyłam, zmieniło mnie. Jest to niesprawiedliwe, że tak młodą osobę, która ma przed sobą całe życie, obciąża się już na starcie takim bagażem, z którym nie poradziliby sobie niektórzy, bardziej doświadczeni dorośli. Nagle cały mój świat, jaki dotychczas znałam, legł w gruzach. W jednym tygodniu świetnie się bawiłem, a w następnym siedziałam w zimnym lochu. W ciągu tygodnia zostałam porwana, bita, torturowana psychicznie i fizycznie, dowiedziałam się, że moja rodzina nie jest moją rodziną, zostałam poddana ciężkiej próbie, ale wyszłam z tego obronną ręką. Przez ten krótki okres czasu musiałam szybciej dorosnąć. Uciekłam tylko dzięki drobnemu błędowi Czarnego Pana i masie szczęścia, a i teraz nie jest kolorowo. Całe dnie siedziałam w bibliotece, próbując dowiedzieć się czegoś o moim pochodzeniu, moi przyjaciele praktycznie nic nie wiedzą, a do tego zamiast o przeszłości dowiedziałam się o przyszłości. Nie będę wam mówić, że jestem w pełni dojrzałą, młodą kobietą, bo tak nie jest. Wprawdzie jestem dojrzalsza niż wskazuje na to wiek, ale kto w tych czasach taki nie jest? Uczniowie naprawdę boją się tego, co dzieje się za murami Hogwartu, nie są na to gotowi, ale codziennie zmagają się z rzeczywistością, która sprawia, że nasze pokolenie jest o wiele dojrzalsze niż wy w naszym wieku. Widmo wojny jest coraz bardziej wyraźniejsze. I to w tym młodym pokoleniu tkwi nadzieja, wbrew temu, co myślicie. A myślicie dużo, tylko na złe tematy - mówiłam głośno i wyraźnie, a czarodzieje patrzyli się na mnie w zdumieniu - Nie zmienia to jednak faktu, że jesteśmy bardzo młodzi, ja jak i inni. Ale jak już mówiłam, wiele przeszłam. Jeśli mi nie wierzycie, zapytajcie się Regulusa Black'a. On to dobrze wie, bo uratowałam mu życie. Teraz możecie mnie wyśmiać, ale sądzę, że w waszych szeregach przydadzą się takie osoby jak ja, młode, silne, utalentowane, oddane. Nie mówię, żeby od razu to zrobić, ale stopniowo. Może nie jestem wyjątkowa, ale z pewnością przyda wam się pracowita, utalentowana czarownica czystej krwi - skończyłam.
Po moim ostatnim oświadczeniu znów wybuchł gwar pełen niedowierzania.  Odchrząknęłam i tym razem udało mi się zapanować nad tym bez czarów.
- Znowu mi nie wierzycie, co? Dowiedziałam się wczoraj, ale nikomu nie mówiłam, czekając na potwierdzenie. Dostałam je tuż przed kolacją. Jeśli chcecie mogę wam to udowodnić, wszystkie rzeczy mam w torbie - oświadczyłam.
- To nam je pokaż - powiedział jakiś wysoki i tęgi czarodziej w granatowej pelerynie.
Wyciągnęłam kilka zwojów pergaminu i rozłożyłam je na biurku dyrektora.
- Porównajcie to drzewo genealogiczne z tym - wskazałam ręką - ród Lennox'ów urywa się w połowie XVIII wieku, czyli to wtedy musieli zacząć rodzić się same charłaki. Linia ta jest jeszcze zapisana do 1836 roku, potem wszelkie ślady giną. Czyli przez sto lat były zapisywane losy charłaków. Nie jest to dziwne? W każdym razie wtedy trop się urywa. Sprawdzałam na moim drzewie genealogicznym, które sięga do 1818 roku, ale nie pojawiła się żadna panna Lenox. To było dziwne, bo świadczyło o tym, że myli się Voldemort, albo moja rodzina. Zaczęłam grzebać jeszcze gorliwiej, w końcu nie wytrzymałam i jednej nocy wymknęłam się do Hogsmeade i teleportowałam się do domu. Tak, wiem, to jest nielegalne, ale dzięki temu dowiedziałam się prawdy. Znalazłam dokumenty adopcyjne - wyciągnęłam je z torby - z których wynikało, że zostałam adoptowana. Moją biologiczną matką była dana pzryjaciółka mojej mamy, która zmarła przy porodzie, ojciec jest nieznany. Jako, że w ubezpieczeniu figurowała Mary Evans, zapytano ją, czy zechciałaby mnie adoptować. Mama zgodziła się i tak oto wylądowałam tu gdzie jestem. Przez moją babkę zdobyłam drzewo genealogiczne mojej matki biologicznej, tam też nie było nic dziwnego, kiedy nagle to dostrzegłam.
- CO? - zapytała jakaś blondynka pochylając się nad dokumentami - Ja nic tu nie widzę.
- No właśnie, spójrz, kto dołączył do grona rodziny w 1810.
- Jeanine Leslie.
- Mhm, spójrz teraz na jej datę urodzenia.
- 29 lutego 1795. Miała 15 lat, gdy się ożeniła.
- Tak, ale zastanawiający jest dzień, w którym się urodziła. Niewiele jest osób, które rodzą się tego dnia, a w średniowieczu były uznawane za, nie wiem jak to powiedzieć, istoty nadprzyrodzony.
- To jeszcze niczego nie dowodzi.
- Wiem, że nie, ale spójrz tutaj - wskazałam palcem na drzewo Lennoxów - Kto zmarł 29 lutego 1795 roku?
- Jeanine Lennox. Miała dokładnie trzy latka, kiedy zmarła.
- No właśnie. W starej kronice znalazłam historię o tym, jak to u mugoli urodziła się czarownica, która była na tyle potężna, że w wieku trzech lat okazywała oznaki. Rodzice - bogobojni, zatwardziali katolicy - wydali ją władzom. Wprawdzie w tamtym okresie nie palono już czarownic na stosie, lecz dziewczynka miała tak wielki talent, że najpierw została oddana do kościoła na egzorcyzmy. Gdy to nie przyniosło skutku, sfingowali jej śmieć, podając opinii publicznej powód, jakoby dziewczynka zmarła na zapalenie oskrzeli, a sami przygotowywali się do jej egzekucji. Kronika podaje jednak, że zanim nastąpił wyrok, dziewczynka została porwana przez niejakiego księdza Lesliego. Pogrzebałam więcej i znalazłam czarodzieja, który rzeczywiście się tak nazywał i w tajemnicy ratował czarodziei urodzonych w mugolskich rodzinach i je douczał w zakresie magii i maskowania się przed mugolami, po czym w wieku dziesięciu lat wysyłał je do pensjonatu jego siostry. Według mnie to była właśnie historia Jeanine, która potem przybrała nazwisko Leslie po swoim wybawicielu i w wieku piętnastu lat wyszła za Williama Rowlands'a będąc świadomą czarownicą. Niestety klątwa trwała dalej i rodzili się sami charłacy, aż do teraz.
- Wow - tyle tylko mógł powiedzieć chłopak, który wyglądał na co najwyżej 20 lat.
Dyrektor posłał wszystkim triumfujące i mówiące 'a-nie-mówiłem' spojrzenie. Coś czuła, że teraz zasypią mnie gradem pytań i się nie myliłam.
- To jak w końcu nazywała się twoja biologiczna matka? Bo chyba nie wspominałaś.
- Emmaline Grady - po moich słowach nastąpiła cisza przerywana jedynie głośnym sapaniem jakiegoś starego czarodzieja.
Niektórzy przesyłali sobie znaczące spojrzenia i już wiedziałam, że przede mną kolejna tajemnica do odkrycia. Na razie jednak to zignorowałam.
-Jeszcze jakieś pytania?
- Jak wydostałaś się z nory Sama-Wiesz-Kogo? - to pytanie trochę zbiło mnie z tropu.
- Wymyśliłam plan. Udawałam przed Voldemortem - na jego imię większość się wzdrygnęła - że się poddaję i do niego przyłączę. On kazał mi to udowodnić zabijając osobę przez niego wskazaną. Wiedziałam o tym, bo już pierwszego dnia niezwykle urocza Aria dała mi to do zrozumienia mówiąc 'poddaj się, zabijesz i będziesz z nami'. Pierwotny plan był taki, by w ostatniej chwili promień skierować na siebie. To oczywiście nie miała być Avada Kedavra, tylko skomplikowane niewerbalne zaklęcie, które powoduje takie same objawy jak śmierć przez pięć godzin, a potem budzisz się jak nowo narodzony. Przez cały tydzień zbierałam siły dopracowując plan. Od strażników podsłuchałam, że w razie mojej śmierci ciało ma zostać porzucone gdzieś tam. Chyba już wiecie do czego zmierzam. Jednak plan zmienił się w tej samej chwili, w której ujrzałam osobę, którą miałam zabić. Był to Regulus Black. Postanowiłam, że go uratuję. Najpierw rzuciłam Salvio Hexie, potem Aresto Momentu, a potem próbowałam teleportować się do Hogwartu. Wylądowałam jednak w Zakazanym Lesie. Tam znaleźli mnie przyjaciele z nauczycielami - zauważyłam, że z każdym moim słowem zyskuję coraz większy szacunek.
-  Ja jednak nadal sądzę, że dziewczyna może mieć jakiś uraz. Jak zobaczy Voldemorta, ucieknie.
- Jak się pan nazywa?
- Aaron Darcy.
- No cóż panie Darcy, zapewniam pana, że nie boję się Voldemorta bardziej, niż niektóre osoby w tym pokoju. Nigdy się go nie bałam i nigdy nie będę. Przyznaję jednak, że pozostał mi po tym uraz. Po tych przeżyciach zaczęłam się bać. Przestraszyłam się, co ten człowiek robi z innymi ludźmi, boję się tego kim się stają. Wiem jednak, że większość z nich została do tego przymuszona, bądź zaszantażowana. Najprawdziwszym lękiem napawają mnie jednak osoby, które robią to z własnej woli. To ich się boję, ponieważ są nieobliczalni, czego najlepszym przykładem jest Aria. Jak już powiedziałam Alastorowi Moddy'emu, teraz mówię i wam, że jedyną osobą, przez którą paraliżuje mnie strach jest właśnie ona, jednak strach ten jestem w stanie przezwyciężyć - zakończyłam, chyba najbardziej podniosłą mowę w całym moim życiu. Nie wiedziałam nawet, że umiem tak kwieciście mówić.
-Cholera, dziewczyno, ile ty masz lat? - zaśmiał się ten sam przystojny chłopak, co wcześniej powiedział bardzo inteligentne 'wow'.
- Dziś skończyłam siedemnaście - wyszczerzyłam się do niego.
- To my teraz podejmiemy decyzję, a panna, panno Evans, niech zaczeka za drzwiami - powiedział Dumbledore, na co skinęłam głową.
Wyszłam na korytarz, i może po 10 minutach zawołali mnie.
- Witamy w Zakonie Feniksa, panno Evans - powiedział z uśmiechem dyrektor.

*****
Stanęłam pod portretem grubej damy i patrzyłam się w obraz. Dalej nie mogę uwierzyć, że mnie przyjęli. Po tym oświadczeniu byłam tam jeszcze z pół godziny, poznając wszystkich członków. I tak połowy nie zapamiętałam. Okazało się, że w Zakonie było więcej osób, kóre znałam ze słyszenia niż mogłam przypuszczać. Na przykład byli tam państwo Potter, Andromeda Tonks oraz Damien Meadows, bart Dorcas, który okazał się być tym przystojnym chłopakiem. Z przemyśleń wyrwał mnie skrzekliwy głos.
- Jeśli chcesz wejść, musisz podać hasło.
- Oh, tak, jasne. Zgniłe robale.
Gruba Dama bez słowa odsunęła portret, a ja wdrapałam się do przejścia.
W Pokoju Wspólnym było strasznie ciemno. To dziwne bo była dopiero... 22. Wzruszyłam ramionami i wyjęłam różdżkę. W jednej chwili wszystkie światła się rozpaliły, a z kryjówek powyskakiwali uczniowie krzycząc 'NIESPODZIANKA!'. Zatkałam buzię ręką i rozejrzałam się w poszukiwaniu moich przyjaciół. Zaraz potem ich znalazłam, a raczej to oni mnie znaleźli rzucając mi się na szyję. Przekrzykiwali się składając życzenia, przez co nie zrozumiałam ani jednego wyrazu. Uśmiechnęłam się i przytuliłam ich wszystkich (nawet Potter'a) przerywając tę paplaninę. Później zażądałam wyjaśnień. Okazało się, że zorganizowali przyjęcie i ogólnie wszystko, ale plany popsuła im McGonagall wzywając mnie do dyrektora. Jeszcze raz ich przytuliłam, a potem przyjmowałm życzenia od innych ludzi. Dostałam górę prezentów, a jak się dowiedziałam, moja kochana paczka zrobiła zrzutę i kupili mi... Haha, teraz męczcie się i myślcie co mi kupili. Jeśli będę miała dobry humor, to może wam powiem. Po jakiejś godzinie, czterech kremowych piwach i dwóch kolejkach Ognistej, oraz dwunastu tańcach zostałam odciągnięta na bok przez niejakiego Rogacza. Przyznaję się, byłam już trochę wstawiona, co usprawiedliwia mój głośny krzyk 'JAMIE, kochanie, tu jesteś!". Założyłam ręce na jego szyję i przypatrywałam mu się z pod rzęs.
- Co chciałeś?
Nie odpowiedział mi, tylko zrzucił moje ręce i łapiąc mnie za łokieć wyprowadził do ich dormitorium.
- James, mam nadzieję, że mnie nie zgwałcisz, bo jestem jeszcze za młoda na bycie mamą. Najpierw musimy wziąć ślub - bełkotałam, gdy ciągnął mnie po schodach - O! Moglibyśmy go zorganizować w Rosarium, ja miałabym taką śliczną, białą sukienkę, a ty czarny frak, tylko  bez cylindra, bo wiesz, cylindry ostatnio wyszły z mody. Zaprosilibyśmy nasze całe rodziny, a Syriusz byłby... - James przerwał mi planowanie naszego ślubu wpychając mnie do pokoju.
- Nie wierzę Lily, że w tak krótkim czasie schlałaś się aż tak, żeby planować nasz ślub - pokręcił głową.
- Nie schlałam się! - krzyknęłam oburzona, po czym potknęłam się i śmiejąc się wpadłam w wielką górę ubrań.
- Nie, wcale - stwierdził sarkastycznie pomagając mi wstać.
- To co chciałeś Jamie? - spytałam słodko, próbując go objąć.
- Lily, wiesz, że zawsze tego chciałem, ale na litość boską, przestań się do mnie lepić - jęknął z bólem - Jutro będziesz tego żałowała.
- Trudno. Liczy się to, co tu i teraz.
- Lily - jęknął wyrywając się z moich objęć- Nie chcę, żebyś jutro znienawidziła mnie jeszcze bardziej niż teraz.
- To po co mnie tu przyprowadziłeś? - zapytałam zdumiona, zapominając o moich zalotach.
- Chciałem dać ci prezent. Proszę, a oto i on - powiedział i wcisnął mi w rękę malutką paczuszkę.
- Nie musiałeś James. Poza tym podobno wszyscy składaliście się na jeden, wspólny prezent.
- Bo tak było - wzruszył ramionami - Ale ja chciałem dać ci coś od siebie.
- Aww - westchnęłam, po czym wspinając się na palce dałam mu całusa w policzek.
Gdy się odsunęłam James położył na nim dłoń z rozmarzeniem w oczach, po czym powiedział nieprzytomnym głosem - Otwórz go.
Rozerwałam papier, który upadł na ziemię i otworzyłam pudełeczko. Zobaczyłam w nim najśliczniejszy pierścionek, jaki kiedykolwiek widziałam. Bardzo delikatny, z białego złota w kształcie poroża.

- Och, James - zdołałam wyjąkać.
Wsunęłam pierścionek na palec i rzuciłam się na Rogacza, żeby go przytulić. i teraz przypomnę, że byłam zalana w trzy dupy. Niestety on się tego nie spodziewał, przez co zachwialiśmy się, przechyliliśmy do tyłu i upadliśmy na łóżko. Zaczęłam się śmiać, a on razem ze mną. Odrzuciłam włosy na jedno ramię i spojrzałam na niego, mój śmiech uwiązł w gardle. On też już się nie śmiał, teraz leżeliśmy w ciszy i patrzyliśmy na siebie. Nagle drzwi od pokoju otworzyły się z hukiem i do pomieszczenia wtoczyli się kolejno: Syriusz, Ann, Dorcas i Peter. Remus wszedł normalnie, jako że był najmniej pijany, nie wliczając Pottera. Odskoczyłam od Jamesa, którego to zbytnio nie uradowało.
- Mówiłem, że tu będą - wybełkotał Syriusz, czkając i zataczając się w miejscu.
Tak, tan na pewno przesadził z ognistą.
- Mam pomysł - wyjęczała następna alkoholiczka, podnosząc rękę do góry - Zagrajmy w wyzwania!
Ann wydała z siebie okrzyk aprobaty i spojrzała na resztę wyczekująco. Po pięciu minutach siedzieliśmy w kółku z pustą butelką po piwie kremowym po środku.
- Jako, że ja to wymyśliłam - wybełkotała Dorcas - będę kręciła pierwsza.
Wyciągnęła rękę i zakręciła butelką, która wskazała na Remusa. Lunatyk jęknął, a Dee zajęła się wymyślaniem mu zadania.
- Zejdź na dół i pocałuj pierwszą napotkaną dziewczynę - wystękała.
Lupin łyknął dla odwagi kieliszek ognistej i wyszedł z pokoju. Jak na zawołanie rzuciliśmy się za nim, by móc to zobaczyć. Niestety Peter, który był na końcu potknął się o próg i poleciał na nas, przez co sturlaliśmy się ze schodów i wylądowaliśmy pod nogami Remusa i jakiejś blondynki.
On tylko omiótł nas wzrokiem i stawiając nad nami krok wszedł spokojnie na górę. Syriusz trzepnął Peter'a w tył głowy. Dźwignęliśmy się na nogi i wróciliśmy do pokoju. Lupin zakręcił butelką i wypadło na mnie. W sumie, to cieszę się, że to on kręcił. A może i nie.
- Idź do łazienki i się umyj, dobrze i to zrobi - słodko się uśmiechnął.
Prychnęłam i poczłapałam do łazienki.
- Nie tej kochanie - zawołał Remus - Chodzi mi o łazienkę prefektów.
Chyba jednak Lunatyk wypił więcej, niż myślałam. Zawróciłam i przeszłam przez ten burdel.
- I zostaw na sobie ubranie! - krzyknął, gdy byłam już przy drzwiach.
Jęknęłam i zatrzasnęłam drzwi. Po piętnastu minutach wróciłam w przemoczonym ubraniu i cieknących włosach.
- Przez was ludzie dziwnie się na mnie patrzyli - fuknęłam i wskazałam palcem na Lupina - A ty teraz dajesz mi jakieś ubranie.
Kiwnął, dusząc się śmiechem i rzucił mi jakąś koszulę. Zamknęłam się w łazience i szybko zmieniłam ciuchy.
- Teraz ja kręcę! - wrzasnęłam wynurzając się z łazienki.
Po godzinie zabawy sytuacja wyglądała następująco: Remus odpłynął w wannie, Dorcas z Peterem chrapali pod łóżkiem, a Syriusz i Ann wybyli z pokoju szaleńczo się całując. Zostałam tylko ja i James. Ziewnęłam i podrapałam się po rozczochranej głowie przy okazji poprawiając zsuwającą się koszulę. Rozejrzałam się w poszukiwaniu dogodnego miejsca do spania i wlazłam do pierwszego lepszego łóżka.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, że to moje łóżko? - ziewnął Potter.
- Mhm - mruknęłam - nie chce mi się stąd ruszać.
- To gdzie ja będę spał?
- Jak chcesz to ze mną - już sama nie wiedziałam co mówię.
Po chwili poczułam, jak materac obok mnie się ugina, a po chwili odpłynęłam.

***
~Z perspektywy James'a~
Obudził mnie przeraźliwy wrzask. Uchyliłem oko i zauważyłem, że wrzeszczy Lily, która siedziała ze mną w łóżku w samej koszuli.
- Jezus Maria, ucisz się kobieto - mruknąłem przewracając się na drugi bok i chowając twarz w poduszkę.
Po chwili doszło do mnie to, co widziałem. Poderwałem głowę i zdezorientowany spojrzałem na Lily.
- Co ty tu robisz? Nie to, żebym cię tu nie chciał - wyszczerzyłem się.
- Co ja tu robię?! Może ty mi powiesz?! - wrzeszczała histerycznie.
- Spokojnie Lily, zaraz to wytłumaczymy...
- Nic nie pamiętam! James, czy my...?
- Eee - zdołałem jęknąć.
Pierwszy raz powiedziała do mnie po imieniu, nie licząc wczoraj (była pijana) i 1 klasy (była młoda, głupia i mnie nie znała).
- Ocknij się durniu! - trzepnęła mnie w głowę - Co jeśli my, no wiesz?
- Ja tu nie widzę powodów do ubolewania - posłałem jej uśmiech pełen uwielbienia.
- Typowy facet - prychnęła - Co jeśli...? Przecież nie byłam aż tak pijana...
- Ty? Nie byłaś pijana? Dziewczyno, kąpałaś się w łazience prefektów!
Ta zgromiła mnie tylko wzrokiem i rozejrzała się po pokoju.
- A gdzie reszta?
- Nie wiem, może na śniadaniu, może na lekcjach.
- Lekcje - klepnęła się w czoło i poderwała z łóżka.
- Ja jestem za tym, by zrobić sobie wolne - uśmiechnąłem się widząc jej długie nogi.
- Debil - skomentowała i rzuciła we mnie poduszką, którą oberwałem w twarz, zbyt zajęty obserwowaniem jej samej - To skoro nie idziemy na lekcje, opowiesz mi, co się wczoraj działo?
Otworzyłem szerzej oczy ze zdumienia, kiedy postanowiła zostać i nie iść na lekcje.
- Może jest jakaś szansa, że my...
- To co ostatniego pamiętasz - westchnąłem przecierając oczy.
- Hmm, chyba taniec z Isaac'iem.
- Tylko tyle? - zdziwiłem się i zacząłem opowiadać jej o tym, co się wczoraj działo, nie pomijając najdrobniejszych szczegółów.
Im dłużej opowiadałem, tym bardziej czerwieniła się i zasłaniała na zmianę to oczy ze wstydu, to usta ze śmiechu.
- Ostatnie co pamiętam, to Ann wrzeszcząca przez okno coś o profesorze Fray'u. I to byłoby na tyle.
Lily zaczęła wariować jeszcze bardziej, po czym złapała swoje ubrania i tyle ją widziałem.

~~~~~
Hej i przepraszam za niedotrzymanie obietnicy, ale niestety klawiatura mi się popsuła -,-.
Poza tym mam dla was dobrą (?) wiadomość. Od teraz rozdziały nie będą pisane tylko z perspektywy Lily, ale też innych bohaterów. Jakby co, piszcie,
To byłoby na tyle.
Amen.

4 komentarze:

  1. Lily ma bardzo przekonującą mowę. Nie dziwię sięc że przyjęli ją do Zakonu. Jej przemawa była tak mądrs że tylko głupiec by jej nie przyjął. Rogacz dał jej piękny pierścionek. Też bym taki chciała. Impreza im się udała a Evans tak się upiła że praktycznie nic nie pamięta.
    Pozdrawiam
    Gabriela Black

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow kocham ten rozdział!
    Już niedługo odpalam własnego bloga, jeśli chcesz to dam ci linka?
    Ale, ale no poprostu Wow!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jesteś nominowana do Liebster! Więcej tu:
    http://kolejkadoraju.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  4. 23 yrs old Administrative Assistant IV Magdalene Croote, hailing from Earlton enjoys watching movies like "Charlie, the Lonesome Cougar" and scrapbook. Took a trip to Brussels and drives a Ferrari 625 TRC Spider. powinienes to sprawdzic

    OdpowiedzUsuń

Komentarz = Szacunek dla autora
Komentarz = Więcej motywacji
Komentowanie nie boli! Pamiętajcie...